Pierwotne plany zakładały wyjazd w Dolomity, jednak długoterminowa prognoza pozbawiła nas złudzeń: chcemy się powspinać? Trzeba jechać do stolicy alpinizmu!
Stoimy pod ścianą, czuć, że lato w tym roku jakby chłodniejsze, co w połączeniu z mocnym wiatrem prawie zawraca nas do cichego namiotu 200 metrów niżej. Ale skoro już tutaj jesteśmy i mamy cały dzień przed sobą, czemu przynajmniej nie spróbować? Pierwszy wyciąg rozgrywa Wojtek - nierówna walka z zanikająca rysa przy akompaniamencie wyjącego wiatru.
Następne idą już lepiej, oswajamy się powoli ze skostniałymi kończynami. W rysach klinują się podobnie tylko nie działają nachwytem. Pokonujemy nasze najtrudniejsze wyciągi w górach: zuchwale lejbaki i bezchwytne płyty. Wspinamy się sprawnie, bez przerwy do góry. Tylko jakby czas leciał szybciej - chyba jest trudno... Dwa wyciągi przed końcem tracimy flow. Wojtek nie sięga do kluczowego chwytu. Ja robie to miejsce dopiero w 3 probie, ale dalej wydaje się być prosto. Niestety, niespodziewany lot zaraz spod stanu weryfikuje plany. Bez szans na przejście klasyczne i obawiając się bliskiej już nocy zarządzamy odwrót.
Chamonix
Mały korek na autostradzie, parę objazdów i w czwartek rano meldujemy się na parkingu przy Kerfurze, szybka wycieczka do biura przewodników po najświeższe info o warunkach i już atakujemy igły od północy.Stoimy pod ścianą, czuć, że lato w tym roku jakby chłodniejsze, co w połączeniu z mocnym wiatrem prawie zawraca nas do cichego namiotu 200 metrów niżej. Ale skoro już tutaj jesteśmy i mamy cały dzień przed sobą, czemu przynajmniej nie spróbować? Pierwszy wyciąg rozgrywa Wojtek - nierówna walka z zanikająca rysa przy akompaniamencie wyjącego wiatru.
Następne idą już lepiej, oswajamy się powoli ze skostniałymi kończynami. W rysach klinują się podobnie tylko nie działają nachwytem. Pokonujemy nasze najtrudniejsze wyciągi w górach: zuchwale lejbaki i bezchwytne płyty. Wspinamy się sprawnie, bez przerwy do góry. Tylko jakby czas leciał szybciej - chyba jest trudno... Dwa wyciągi przed końcem tracimy flow. Wojtek nie sięga do kluczowego chwytu. Ja robie to miejsce dopiero w 3 probie, ale dalej wydaje się być prosto. Niestety, niespodziewany lot zaraz spod stanu weryfikuje plany. Bez szans na przejście klasyczne i obawiając się bliskiej już nocy zarządzamy odwrót.
Zjazdy przebiegają sprawnie, wygląda na to ze będziemy w namiocie przed północą a jutro się jeszcze wespniemy. Nic bardziej mylnego! Wszystkiemu winna była morena lodowca, która nocą, w świetle czołówek, wygląda jak POLE NAMIOTOWE. Dzięki tej nadzwyczajnej właściwości do namiotu trafiamy grubo po 12, bez szans na wspinanie dnia następnego. Po zejściu do miasta przeczekujemy niepogodę i przy braku obiecujących prognoz decydujemy się przenieść na południe.
Verdon
Bazę stawiamy na najtańszym kempie kawałek za La Palud. 3,50E/os za miejsce na namiot, ciepły prysznic i toaletę. Całkiem znośnie. W centrum znajdujemy "biuro" przewodników, gdzie Yannick i jego mama chętnie dzielą się patentami oraz sugerują drogi, które warto zrobić będąc tutaj po raz pierwszy.
Mając na uwadze wysokogórski charakter naszego wyjazdu spośród poleconych dróg wyszukujemy jak najdłuższe, jednocześnie starając się wykorzystać możliwości jakie daje nam sportowa asekuracja. Dodatkowo wybór nowszych propozycji wąwozu pozwala nam uniknąć wyślizgania i wspinać się w świetnej jakości wapieniu.
Po czterech dniach prognozy dla chx wskazują nadejście stabilnego wyżu, a my już dość się wygrzaliśmy w prowansalskim słońcu. Bierzemy więc jeden dzień restu i kierujemy się ponownie w masyw Mt. Blanc.
Chamonix
po raz drugi
Plan jest prosty. Wchodzimy na igły od południa i siedzimy ile pogoda wytrzyma. Niestety już pierwszej nocy budzi nas gwałtowna burza która chce najwyraźniej porwać nas razem z namiotem. Rano wszędzie walą wodospady więc w drogę wbijamy się dopiero koło południa.
Jako że pogoda następnego dnia ma być stuprocentowa postanawiamy zaatakować coś ambitniejszego. Pomimo małych komplikacji na początkowych wyciągach (wilgoć i niespodziewane loty) dość szybko zyskujemy wysokość.
Po 10 godzinach stajemy na topowej półce pod szczytem Aig. du Roc.
15 zjazdów i jedno zacięcie liny później lądujemy na lodowcu. Tym razem
szybko odnajdujemy nasze namioty i przed północą kładziemy się w
ciepłych śpiworach marząc o kolejnych ścianach, a właściwie o jednej konkretnej ścianie;)
Pogoda rano dnia następnego jasno daje nam do zrozumienia, że najwyższy czas zamienić baletki na monopointy, a w dłonie wziąć dziabki. Niestety my w tych kwestiach jesteśmy jeszcze żółtodziobami, tak więc grzecznie pakujemy namioty i obieramy kurs powrotny do domu. Na stacji Montevers mijamy jeszcze zespoły wspinaczy nerwowo ścigających się na drabinach zejściowych, walka o jutrzejsze pole position na Żorasach trwa... :)
Bardzo dziękujemy mamie Kamila, która regularnie śledziła naszą pozycje i przesyłała najpewniejsze prognozy oraz Polskiemu Związkowi Alpinizmu za udzielone dofinansowanie.
Skład wyjazdu:
- Wojtek Taranowski (KW Toruń, GMPZA)
- Karol Legaszewski (KW Gliwice, GMPZA)
- Jakub Kokowski (KW Kraków)
- Kamil Sałaś (KS Korona)
Kalendarium
zespół Legaszewski-Taranowski
Igły od północy:
- 22.08 – Próba na drodze Fidel Fiasco ED 6c+, 350m, 12 wyc. Zrobione 10 wyciągów. Na L2 (6b) oraz L10 (6c) – AF, reszta OS.
Verdon:
- 26.08 – Or Sujet/Arete du Belvedere 6c os, 250m, 9 wyc. 4h
- 27.08 – Serie Limitee 7a fl, 300m, 8 wyc. 5h
- 28.08 - Les fils de l'haltère et du pan 6c os, 300m, 9 wyc. 4,5h
Igły od południa:
- 1.09 - Le Marchand de Sable TD+ 6a+ os, 300m. 10 wyc. 5,5h. bez ostatniego wyciągu z powodu zalodzenia.
- 2.09 – Tout va mal/Subtilités Dülfériennes ED- 6b fl, 550m. 18wyc. 10,5h. Pmiędzy wyciągami 8-11 z drogi T.v.m wspinamy się widowiskowym zacięciem z drogi S.D.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz