środa, 30 marca 2016

Wyjazd "na lody"

-Nie ten dajcie na spód!
-To na górę!
-Uwaga, tam są jajka!
Tak właśnie zaczęła się nasza lodowa przygoda. Jest wieczór 23 lutego- ruszamy z Wrocławia do Kanderstegu, przynajmniej taki mamy plan… W skład ekipy wchodzą: Wojtek Taranowski, Zuzia Banaś, Paweł Migas oraz nasi starsi koledzy Jacek Czech i Adam Bielecki. Samochód jakimś cudem udało się domknąć, jednak nasza radość nie trwała długo. Na granicy niemieckiej znów musimy pakować się od nowa- celnicy nie odpuścili póki ich oczom nie ukazało się dno bagażnika. Może załadowany po dach seat Alhambra nie wzbudził ich zaufania?
Szwajcaria wita nas o świcie, trochę zmęczeni po podróży udajemy się na rekonesans. Już na pierwszy rzut oka widać, że z lodem może być krucho. Aż trudno uwierzyć, że w środku alpejskiej zimy nie ma ani jednego lodospadu. Pozostaje nadzieja że wyżej będzie lepiej.  Korzystając jeszcze z paru godzin słońca po przyjeździe udajemy się w  położony naprzeciwko hotelu rejon drytoolowy.  Jest tam niemal jak na ściance wspinaczkowej- chwyty oznaczone są różnymi kolorami. Trochę się poruszaliśmy, ale przecież nie po to jechaliśmy tyle kilometrów.
Drugiego dnia pełni nadziei udajemy się nad wyżej położony rejon Oeschinensee. Po godzinie podejścia nie udaje nam się znaleźć ani jednego lodospadu. W akcie desperacji ćwiczymy lodowy bouldering =). Po powrocie do hotelu wystarczyło parę telefonów i maili-dowiadujemy się, że jedyny rejon w Szwajcarii gdzie jest choć trochę lodu to dolina Sertig położona niedaleko Davos. Decyzja jest prosta- jutro rano ruszamy. Wieczór spędzamy na szkoleniu przeprowadzonym przez Jacka oraz słuchamy opowieści z gór wysokich.
Podejście pod lodospady w Sertig (fot.W. Taranowski)

Udało się!!! Trzeciego dnia wyjazdu w końcu znaleźliśmy lód. Sertig oferuje trzy lodospady każdy ma ok. 100m. Warunki są nie najgorsze. Wspinamy się w dwóch zespołach: Adam z Jackiem oraz  Wojtek, Zuzia i Paweł. Po przyjeździe udaje się poprowadzić tylko jedną z trzech linii wycenioną na WI3+, prowadzi ją Zuzia.  Następny dzień należy w całości do chłopaków. Najpierw Wojtek idzie na pierwszego i przechodzi kolejną drogę z  dość dudniącym wyciągiem (też za około WI3+). Pawłowi przypada jedna z piękniejszych linii. Niestety  sektor nie jest zbyt duży, trzeciego dnia wspinaczki udaje się go wyzerować. U lokalnych wspinaczy potwierdzamy informację że okoliczne  lodowe miejscówki po prostu nie istnieją.  Podejmujemy trudną decyzję o powrocie do kraju. Robi się coraz cieplej i wszystko zaczyna płynąć,  nie mamy noclegu na kolejną noc- nie ma sensu zostawać.
Mimo trudnych warunków udało się „co nieco” powspinać, dzięki szkoleniom i poradą Jacka i Adama poznaliśmy tajniki poruszania się w lodzie- dziękujemy! Oczywiście wyjazd nie doszedł by do skutku gdyby nie wsparcie PZA za które jesteśmy wdzięczni.

                                                                                               Zuzia Banaś
Zespół w komplecie (fot. A. Bielecki)