czwartek, 7 listopada 2013

Z kamerą wśród szopów

Ostatni wieczór na Camp 4 to idealny moment by rozpocząć relację z wyjazdu czwórki z GM do Stanów Zjednoczonych.


Uczestnicy wyjazdu: Sułowski, Korn, Dejnarowicz, Szlagowski

Kiedy staliśmy na kolejnych terminalach w drodze za ocean, radość i podekscytowanie na naszych twarzach przygasało na myśl o zamkniętych parkach narodowych. Nie przypuszczaliśmy, że kiedykolwiek polityka Stanów Zjednoczonych będzie rzutowała na nasze wspinanie! Przeróżne dystanse biegowe przy przesiadkach w swoich śpiących następstwach przeniosły nas do kraju granitowych rys. Czas oczekiwania na zakończenie Goverment Shoutdown’u postanowiliśmy przeznaczyć na odwiedzenie kilku rejonów wspinaczkowych polecanych przez lokalsów. Tak oto trafiliśmy do Calaveras Big Trees. Dno doliny przywitało nas zachodem słońca, ciszą i całkowitym odcięciem od cywilizacji. W dodatku przez pierwsze dni byliśmy w dolinie jedynymi wspinaczami, a jedyni ludzie których czasem dało się spotkać to pracownicy tamy w górze doliny. Pierwsze dni to ogólny rekonesans i ogląd ścian,  które stanowiły dla nas potencjalne cele w dolinie – Calaveras Dome i Hammer Dome.  

Silk Road, Calaveras Dome. Fot. P.Sułowski

Calaveras Dome to najprawdziwszy Nordwand - jak ujął to Krzyś Korn, duża szaro-czarna granitowa północna ściana z drogami sięgającymi  450 metrów długości. Hammer Dome to mniejsza ściana o południowej wystawie po przeciwnej stronie doliny. Drogi wpisały się na stałe w nasze wspinaczkowe wspomnienia jako jedne z najpiękniejszych po jakich kiedykolwiek przyszło nam się wspinać. Na pierwszej pozycji jednogłośnie umieszczamy  Wall of the Worlds. Droga biegnąca północną ścianą Calaveras Dome oferuje dwanaście wyciągów różnorodnego wspinania z niesamowitym balansowaniem po "wargach" i knobsach (jakby niewielkich grzybach skalnych) na ostatnich wyciągach gdzie literka „R” przy wycenie dodawała wspinaniu charakteru.

Ostatnie wyciągi Wall of the Worlds. Fot. P.Sułowski

Po pięciu intensywnych dniach w Calaveras postanowiliśmy przenieść  się w okolice Tahoe Lake. Ostatecznie, pomimo sprzecznych opinii o najciekawszym rejonie znaleźliśmy się w Lover’s Leap.  Już pierwszy widok głównej ściany zwiastował, że nasza decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę, a pierwsze przewspinane metry jedynie to potwierdziły.  Podczas drugiego dnia w tym wspinaczkowym eldorado Goverment Shoutdown został zakończony. Szybkie pakowanie i już jesteśmy w drodze do Doliny Yosemite.

Jednowyciągowe wspinanie w Lover's Leap. Fot. B.Sobańska

Hospital Corner, Lover's Leap. Fot. P.Sułowski

Wspinaliśmy się już w wielu miejscach. Widzieliśmy już też kilka dużych ścian. Spodziewaliśmy się, że El Cap będzie duży ale rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania. El Capitan jest po prostu przerażająco OGROMNY!  Pierwsza droga na którą wybraliśmy się w Dolinie – Nutcracker – trochę ostudziła nasze emocje. Nie spodziewaliśmy się, że istnieje droga bardziej wyślizgana niż Łaziki w Bolechowicach. A jednak! Poszukiwania kawałka graniu z tarciem skierowały nas na najłatwiejszą drogę na El Capie – piętnastowyciągowy East Buttress. I tutaj kolejne zdziwienie – jednak istnieje droga jeszcze bardziej wyślizgana niż wspomniany wcześniej Nutcracker.  Wspólnie ochrzciliśmy tę linie jako Return to Bolecho lub Korosad – podobnie jak w przypadku Korosadowicza na Kazalnicy, nie wiadomo czy po przejściu East Buttress można sobie zaliczyć El Capa. W związku z tym decydujemy zmierzyć się z linią idealną i najbardziej znaną drogą na ścianie – The Nose.

Pierwsze wyciągi na Nosie. Fot. S.Szlagowski

Po dwudniowych przygotowaniach o 6.00 rano lądujemy u podstawy ściany. Plan początkowo zakładał dwa dni wspinania jednak kilkugodzinne `stanie w kolejce`  za zespołem wspinającym się przed nami, którego nie dało się ominąć przedłużył naszą wspinaczkę ostatecznie o jeden dzień.  Na szczycie El Capitana zarządziliśmy ostatni biwak, by następnego dnia razem ze wschodem słońca wrócić na Camp4. Kolejnego dnia w dolinie zapanowała zima. W ciągu zaledwie godziny nasz namiot przykryła dziesięciocenymetrowa warstwa śniegu. Dzień odpoczynkowy zamienił się w suszenie dobytku i leczenie przeziębienia. W końcu przestało padać, ściany zaczęły wysychać i znów wyszło słońce. Trzeba było się wspinać :) Tym razem postanowiliśmy poświęcić jeden dzień na jednowyciągowe polecane klasyki.

Ostatnie pakowanie. Fot. P.Sułowski
Pierwsze wahadło. Fot. P.Sułowski

Krzysztof Korn i jego Świnia. Fot. P.Sułowski

Fot. M.Dejnarowicz

Małpowanie w ścianie. Fot. P.Sułowski
Średnio komfortowy drugi biwak. Fot. P.Sułowski

Nasz biwaczek i Nos. Fot. P.Sułowski

Great Roof. Fot. S.Szlagowski

Zdjęcie zrobione z łąki pod ściana. Start w Changing Corners. Fot. B.Sobańska.

Ostatnie wspinaczkowe metry przypadły Serenity Crack razem z Sons of Yesterday  (jedne z najładniejszych dróg jakie udało nam się zrobić w dolinie), oraz na wspinanie na kilku krótszych drogach tj.  Grant`s Crak, Aid Route, Lenas`s Lieback oraz kilka innych w rejonie Sunnyside Bench.
W taki właśnie sposób upłynął nasz czas w Dolinie, czas intensywnego wspinania  a przede wszystkim nauki  i zbierania doświadczeń w świecie big wall’ u.
Dolina Yosemite to oczywiście nie tylko wyślizgane licznymi przejściami wyciągi, namiotowa asceza i wszędobylskie futrzaste złodziejstwo jedzenia :) Dla nas to przede wszystkim niesamowite metry granitowego wspinania, zasłyszane historie wcielone w codzienność, hakówka bez istotnych kości, pierwsze wahadła, niekończące się schematy, praca w zespole, życie w ścianie, ogrom nowych doświadczeń i mnóstwo niesamowitych przeżyć. Mamy nadzieję, że ich część udało nam się opisać słowami.

Czwórka z GM.
Dziękujemy! Fot. B. Sobańska

Warto wspomnieć, że Basia Sobańska, która przez miesiąc dzieliła z nami trudy podróży, podczas wyjazdu, jako pierwsza polka przeszła Lost Arrow Spire Highline.



Wyjazd odbył dzięki wsparciu finansowym Fundacji Wspierania Alpinizmu im. Jerzego Kukuczki oraz Polskiego Związku Alpinizmu. Ponadto wsparcia indywidualnie udzielili: Namaste CAMP Polska, KW Zakopane, Skalnik Jelenia Góra, Grupa Karkonoska GOPR, Montano oraz Rzeszowska Kuźnia Szpeju.

Oprócz tego chcielibyśmy podziękować naszym przyjaciołom, którzy wsparli nas sprzętowo: Rutkowi, Sokołowi, Łysemu, Siwemu oraz Ilonie.
Na koniec chcielibyśmy bardzo podziękować Ciesiole i Siwemu za motywacje i doping, a także Jeffowi - przewodnikowi z Oakland, którego usługi serdecznie polecamy!

A na koniec pozdrowienia od Szefa Szajki Szopów z Szan Fran! Fot. B. Sobańska
Wykaz dróg wielowyciagowych (3 wyciągi lub więcej) w różnych konfiguracjach zespołów:
1. Gemini Crack, Hammer Domer, 5.10b 150m OS
2. Silk Road + High Life, Calaveras Dome, 5.11 330m RP
3. Wall od the Worlds, Calavera Dome, 5.10c 300m OS
4. Wings and Stings, Hammer Dome, 5.7 120m OS
5.  Magnum Force + Hospital Corner, West Wall of Lover's Leap, 5.10b 130m OS
6. Traveler Buttress, West Wall od Lover's Leap, 5.9 (offwidth) 180m OS
7. Surrealistic Pillar, Lower Buttress, 5.10a 110m OS
8. Nutcracker, Manule Pile Buttress, 5.8 180m OS
9. East Buttress, El Capitan, 5.10b 450m OS 5:30h
10. The Nose, El Capitan, 5.9 C2 900m, 3 dni
11. Serenity Crack + Sons of Yesterday, Royal Arches Area, 5.10d 300m OS, 3:50h

Oprócz tego pokonano ok. 30 dróg jedno i dwuwyciągowych.