niedziela, 8 stycznia 2012

RELACJA ZE ZGRUPOWANIA GM PZA W DOLINIE KIEŻMARSKIEJ W DNIACH 27-30 GRUDNIA 2011 ROKU

(For English version - scroll down)

W dniach 27-30 grudnia 2011 r. w dolinie Kieżmarskiej, na terenie Republiki Słowackiej, odbył się obóz Grupy Młodzieżowej Polskiego Związku Alpinizmu. W Chacie przy Zielonym Plesie stawili się: Sławek Szlagowski, Mateusz Dejnarowicz, Maciek Kowalczyk, Krzysiek Korn, Krzysiek Banasik oraz niżej podpisany. Kadrę zgrupowania stanowili nasi doświadczeni koledzy, instruktorzy w składzie: Maciek Ciesielski, Kuba Radziejowski oraz Mario Nowak.

W pierwszym dniu wspinaczkowych zmagań łupem padły drogi ‘Spomienka’ (M6), ‘Živagove blues’ (V+) oraz kombinacje ‘Hrana bieleho kvetu (VI). Trudności 'Pamięci' przypadły do prowadzenia autorowi relacji. Koncentrowały się one na malutkim okapiku w połowe trzeciego wyciągu. Miejsce zostało wycenione przez naszych Słowackich Braci na M6 - jak najbardziej słusznie. 'Živagove blues' jest to propozycja biegnąca tuż na prawo od poprzedniej drogi. Linia wymagajca,  polecana do powtórzenia. Na 'Hranie' wyjątkowo piękny okazał się pierwszy wyciąg (wyceniony jedynie na III ! :) Niewiele brakło do uklasycznienia oryginalnie biegnącej lini - wciąż A1.  Wszystkie drogi znajdują się na Niżnim Kieżmarskim Strażniku i zostały pokonane w najczystszym stylu, czyli on sight.

Drugi dzień zgrupowania przyniósł ocieplenie. Udaliśmy się na Kieżmarską Bulę; dwa zespoły na ‘Levy Y’ (V), jeden na drogę Veličova cesta’ (V+), gdzie doszło do wypadku.  Na czwartym wyciągu prowadzący kolega odpadł wraz z luźnym blokiem skalnym zaliczając pokaźny lot. Dzięki sprawnej akcji współtowarzyszy wspinaczki został szybko opuszczony do podstawy ściany, gdzie po chwili zabrał go śmigłowiec HZS. Mimo tego, że wypadek wyglądał bardzo groźnie, poszkodowany doznał jedynie nielicznym złamań i obić.

Dzień trzeci w powodu pogarszających się warunków wspinaczkowych wypełniły zajęcia lawinowe oraz powtórka z budowy nietuzinkowych stanowisk.

            Opuszczając dolinę, zafascynowani smakiem piwa rezanego, urodą i wdziękiem brunetki z recepcji, niezwykłym klimatem schroniska (słowa kiera: „na tej sali jest chyba więcej wspinaczy niż wszystkich aktywnych w Polsce!”) oraz przede wszystkim ogromnym potencjałem wspinaczkowym miejsca, postanowiliśmy, że w tym sezonie na pewno jeszcze do Kieżmarskiej powrócimy!

W drodze powrotnej zdecydowaliśmy się jeszcze podszkolić technikę oraz rozgrzać biceps nad drytoolowych problemach Tatrzańskiej Kotliny. Cieszy fakt, że drogę, która przesiała kandydatów na IWW PZA, wszyscy członkowie naszej ekipy pokonali bez problemów (jedynie oddech kadry podczas pokonywania trudności było słychać nieco głośniej ;-)

Na koniec podziękowania dla Polskiego Związku Alpinizmu za wsparcie finansowe zimowego obozu GM oraz dla naszej kadry, za poświęcony czas i zaangażowanie.


***



            Po zakończeniu zgrupowania na Słowacji, część członków Grupy Młodzieżowej PZA postanowiło spędzić kilka kolejnych dni delektując się urokami Morskiego Oka. Do grupy wspinających się (poszerzonej o krakowskiego drytoolowca – Michała Seweryna), dołączyła grupa wsparcia, tzw. imprezowa w składzie: Olka Niemiec, Karolina Kozera, Mateusz Szmajda (wszyscy GM) oraz nowy nabytek naszej wesołej ekipy - Śliwka.

            W ostatni dzień mijającego 2011 roku, Maciek wraz ze Sławkiem zaatakowali ‘Rysę Strzelskiego’(5) na Progu Dolinki za Mnichem, zaś ja z Michałem wstawiłem się w ‘Szare Zacięcie’(M7) na Czołówce MSW. ‘Rysa’ padła bez problemów, na ‘Zacięcie’ trzeba będzie jeszcze wrócić… Dla pocieszenie można dodać, że drugi, kluczowy wyciąg został pokonany zimowo-klasycznie w stylu ‘zimowy OS’.

            Nowy rok przywitaliśmy należycie. W gronie przyjaciół tańczyliśmy przy morskoocznym schronisku , puszczaliśmy chińskie lampioniki i delektowaliśmy się smakiem rosyjskiego ‘szampana’ życząc sobie wzajemnie ‘nienagannego przybloku w Nowym Roku’. Najwytrwalsi bawili się niemal do białego rana.

            Po krótkim śnie, pierwszego dnia 2012 roku, kilku śmiałków wybrało się na wycieczkę wspinaczkową na Bulę pod Bandziochem. Dokładnie w samo południe wraz z Maciejem wybraliśmy się na drogę o adekwatnej nazwie ‘W samo południe’(5) (obydwoje przyznaliśmy, że nawet latem żaden z nas nie wyszedł na wspinanie tak późno!). Michał wraz z Krzysztofem postanowili wstawić się w drogę o uroczej nazwie ‘Toksyczne kurczaki’(7-). Nasze ‘W samo południe’ nie okazała się spodziewanym spacerkiem, ale pomimo tego, po niespełna trzy i pół godzinnej wspinaczce zakończyliśmy 4-wyciągową dróżkę.

            W ostatni dzień (2.01.2012 r.) staliśmy się świadkami potyczki, jako żywo przypominającej sceny z powieści Cervantesa o Don Kichocie. Michał (Don Kichot) chciał pokonać ‘Ganje’ (M8) na Buli, tymczasem sam stał się jej ofiarą. Krzysztof zaś, wraz z moją pomocą, próbował uregulować rachunki z wymagającymi pancernej psychy ‘Kurczakami’ zaciągnięte dnia poprzedniego. Jednak zaszczytne, pierwsze miejsce w plebiscycie na 'loser of the Day' przypada autorowi niniejszego tekstu, który podszedł pod ścianę z zamiarem wspinania, a skończył jako asekurant…

            Po siedmiu dniach spędzonych w górach nadeszła pora powrotu do szarej, miejskiej rzeczywistości. Pocieszające jest jedynie to, że już powoli szykujemy się do kolejnego, zimowego wyjazdu!


piotr sułowski


GM SIEMPRE! (fot. S.Szlagowski)
Pod Niżnim Kieżmarskim Strażnikiem (fot. S.Szlagowski)
Sławek w trudnościach drugiego wyciągu 'Spomienki' (fot. J. Radziejowski)
Mateusz Dejnarowicz na Kieżmarskiej Buli (fot. J.Radziejowski)
Krzysiek Korn na Kieżmarskiej Buli (fot. J.Radziejowski)
Autor relacji na 'Spomience' (fot. J.Radziejowski)
Zajęcia lawinowe (fot. J.Radziejowski)
Na starcie w 'Levy Y' (fot. J.Radziejowski)
Sławek i Maciek na Rysie Strzelskiego (fot. S.Szlagowski)
W samo południe w drodze na 'W samo południe' (fot. S.Szlagowski)

From 27-30th of December 2011, the meeting of the Youth Team of Polish Alpine Federation took place in Kiezmarska Valley of Slovak Republic. The people present at the meeting were: Sławek Szlagowski, Mateusz Dejnarowicz, Maciek Kowalczyk, Krzysiek Korn, Krzysiek Banasik and yours truly. The instructors team consisted of: Maciek Ciesielski, Kuba Radziejowski and Mario Nowak.
On the first day the result of our efforts were routes such as: 'Spomienka' (M6), 'Zivagove Blues' (V+) and a 'Hrana Bieleho kvetu' (VI) combination. All these routes are located on the Nizny Kiezmarski Straznik and they were climbed by us in the purest style, meaning on sight.
Second day of the meeting was a bit warmer. We went to Kiezmarska Bula; two teams went for the 'Levy Y' (V) and one team went on the 'Velicova cesta' (V+), where the accident happened. Leading the fourth pitch, our friend fell with a massive piece of loose rock and took a nasty whipper. Thanks to the quick reaction of teammates he was quickly lowered to the base of the climb and transported in a helicopter to the nearest hospital. Despite looking very bad, the whipper resulted only in several broken bones and bruises.
Due to bad weather, the next day was filled with avalanche classes and the repetition of building "sketchy" anchors classes.
Leaving the valley, fascinated by the taste of the "rezane" beer, the beauty of the brunette receptionist and a great atmosphere of Chata pod Zelenym Plesem ("There are more climbers here than there are active ones in whole Poland!") and - most important - the vast climbing potential of the place, we decided that we have to get back here again this season.
On our way back we decided to polish our technique and warm up our muscles on the drytooling problems in Tatrzańska Dale. We climbed without problems the route that was a selection route for the candidates for the high mountain instructors.
We want to thank Polish Alpine Federation and our instructors for their effort.

***

After the meeting in Slovakia, some of the members of the Youth Team decided to spend another few days in the beautiful environment of Morskie Oko. The team was supported by the party crew: Olka Niemiec, Karolina Kozera, Mateusz Szmajda (all members of the Youth Team) and the new support of our happy fellowship - Śliwka.
On the last day of 2011, Maciek together with Sławek went for 'Rysa Strzelskiego' (5) on Próg Dolinki za Mnichem, and me - together with Michał - tried 'Szare Zacięcie' (M7) on Czołówka MSW. 'Rysa' went smoothly but we have to get back for 'Zacięcie'. But we managed to climb the hardest, second pitch on sight.
We properly welcomed the New Year. We danced on the frozen lake, we played with Chinese lanterns and we drank Russian "champagne" wishing eachother great climbing disposition in 2012. The toughest characters partied till dawn.
After a short sleep, on the first day of 2012, some of us went climbing to Bula pod Bandziochem. Together with Maciek, we chose the route 'W samo poludnie' (5). Michał and Krzysztof went for 'Toksyczne Kurczaki'. Our 4-pitch route wasn't a simple walk but after 3,5 hours we managed to climb it.
On the last day of our trip (2.01.2012) we witnessed the battle reflecting that of Don Quixote from Cervantes' books. Michał (Don Quixote) wanted to climb 'Ganja' M8 at Bula, but he became its prey instead. Krzysztof with the help of myself wanted to finish his bussiness with 'Kurczaki'. But the first place in the 'Looser of the Day' ranking goes to yours truly, who went to the wall just to belay his friends...
After seven days spent in the mountains, the time came do go back do the grey reality of the city. But the good news is that we are preparing ourselves for another winter trip!

Piotr Sułowski 
(Translated by Damian Czermak)

niedziela, 1 stycznia 2012

Zimowe Zgrupowanie Leszczy, czyli Lodowe Pająki atakują Tury

(For English version - scroll down)

Kiedy widzę kolejny zakręt na podejściu, mam ochotę palnąć sobie w łeb. To tylko podejście na Halę Gąsięnicową, a czuję się jak bym podchodził pod Yosemite Falls. Może to oznaka zmęczenia po całym dniu spędzonym w pracy, a potem całonocnej jeździe samochodem? Jeszcze w dodatku przy wjeździe do Zakopca mandat... normalnie odpadnięcie przy wpince do zjazdowego.  Kolejny już raz przeklinam w głowie swoją decyzję zabrania na górę gitary. Oblodzony szlak wcale nie pomaga. Gdy znowu zbieram się ciężko po zaskakującej glebie stwierdzam, że powtarzana jak mantra kwestia z Colda („Idź delikatnie Damian, idź delikatnie...”) również nic nie daje. „Jak zobaczycie ławeczki to nie ma sensu się zatrzymywać” – September powtarza przez zęby słowa Olki gdy po minięciu tych cholernych ławeczek podchodzimy pod drugą już górkę. W końcu ok 8 rano dochodzimy do Betlejemki i padamy nieprzytomni na łóżkach. I pomyśleć, że dwa dni później to samo podejście zajmie nam 50 minut ;)

Asterix i Obelix w lodzie. Ekspozycja nietuzinkowych mięśni brzucha (Fot. K. Wrzesień)

Pierwszy dzień zajęć zaczął się bardzo pozytywnie od ochrzanu :D Nie dość, że nie udało nam się obudzić o umówionej godzinie (9.00) to było jeszcze parę kwestii formalnych do obgadania. Wujek Maciek jednak wcielił się w rolę złego kierownika i podjął próbę ustawienia naszej grupy nietuzinkowych indywidualności wspinaczkowych. Co do grupy, w pierwszym dniu zgrupowania stawiła się prawie cała ekipa zimowych leszczy (a.k.a „Lodowe Pająki”) w składzie: Ola, Piotrek, Kuba, Łodziaki, Dr. Szmajder, Jasiu i niżej podpisany. Karolina natomiast pochłonięta  sprawami maturalnymi, dojechała dwa dni później.

Fot. K. Wrzesień
Ustawieni i pełni skruchy rozpoczęliśmy zajęcia lawinowe. Po krótkim wstępie teoretycznym jeszcze wewnątrz, wyszliśmy na śniegi i mrozy i rozpoczęliśmy konkurs odkopywania rękawiczek z pipsami. Z tego co pamiętam konkurs wygrali Łodziaki, natomiast nagrodę publiczności otrzymał Dr. Szmajder, próbujący przez dobre 10 minut odszukać pipsa pod śniegiem, gdy ten był zawieszony na kosówie zaraz nad jego głową ;)

Wieczorem w Betlejemce pojawił się Marek Pokszan, który zaserwował naszej grupie istne maratony wykładowe z wiedzy lawinowej. Nasze głowy wręcz parowały od zdobytej wiedzy, na szczęście mogliśmy trochę się odmóżdżyć świetnym amerykańskim kinem akcji klasy B – Ice Spiders i nakręcić się pozytywnie na rozgrzane kalifornijskim słońcem ściany El Capa przy Race for the Nose.

Przed wyruszeniem w drogę należy wypatrzyć swoją turę (Fot. K. Wrzesień)



Po kolejnym dniu szkolenia lawinowego przyszedł w końcu czas na właściwe wspinanie. Niestety warun w górach nie był najlepszy (czyt. było lawiniasto), zeszliśmy więc na dół i udaliśmy się do Wdżaru aby trochę pokłuć i podrapać skałę protezami, a moja dusza estety bardzo cierpiała ;). We Wdżarze dołączyli do nas Roko z Siwym i Karoliną. Okazało się, że to dziabanie to całkiem fajna zabawa, choć trochę oszustwo, bo nawet najmniejsza krawąda po zastosowaniu nowych Nomików zmienia się w wielką lochę ;). Choć było troszkę błotniasto, zabawę z dziabami uznaliśmy za udaną, a zakończyliśmy ją w jednej z zakopiańskich pizzeri. Była czesneczka, pizza i srebrny pieniążek, więc wszystko było ok. Po tym wszystkim udaliśmy się znów do Betlejemki, aby przygotować się do tury, która czekała na nas następnego dnia.

Kiero w akcji (Fot. D. Czermak)

Fot. K. Wrzesień

Adaś ewidentnie oszukuje ;) (fot. D. Czermak)

Lawinisko... (fot. D. Czermak)
Rano po rozdzieleniu się na grupy udaliśmy się na Laboratorium, gdzie zapięliśmy zespołowo po turce, po czym wróciliśmy do chaty. Dziabki dobrze wgryzały się w trawki, ściany konkretnie się kładły a ręce były zmarznięte, normalnie zima... Wieczorem okazało się, że Roko z Siwym muszą wracać do pracy, a na ich miejscu pojawili się Dozent i Mario, pod których okiem dnia następnego poprowadziliśmy kilka żywcowych wyciągów (oczywiście z asekuracją) i odbyliśmy naukę „wbijania tych gwoździ”, czyli osadzania śrub do traw ;). Dla mnie, Piotrka, Kuby i Oli był to ostatni dzień zabawy, ponieważ musieliśmy wracać do matrixa, a szkoda, bo na pozostałych w ostatni dzień zajęć czekały dobre tury i inne smaczne niespodzianki.

Ale tura, bracie... (fot. D. Czermak)
Fot. P. Wierzyk
Fot. K. Wrzesień


Podsumowując, zgrupowanie zimowe grupy początkującej można uznać za całkiem udane i choć nie każdy z nas zdecyduje się na zostanie zimowym wojownikiem, to na pewno podczas pobytu w Tatrach nauczyliśmy się wielu przydatnych rzeczy. Dziękujemy całej kadrze szkoleniowej, czyli Maćkowi Ciesielskiemu, Markowi Pokszanowi, Robertowi Rokowskiemu, Adamowi Pieprzyckiemu, Wojciechowi Wajdzie i Mariuszowi Nowakowi za ogarnięcie naszej bandy zimowych leszczy.

Damian Czermak


Wieczorne baldy (fot. K. Wrzesień)

 The winter meeting of rookies, a.k.a Ice Spiders attack the tours.

When I look at an another curve on the trail, I want to shoot myself in the head. This is only the approach to Hala Gąsienicowa and I feel like walking up the Yosemite Falls trail. Maybe it is the sign of tiredness after whole day spent in work and then the whole night of driving? In addition, just before Zakopane we got the ticket for speeding... it's just like falling while clipping the anchor. As usual I regreat my decision to take the guitar. The trail covered with ice is not helpful at all. When I get up after another face plant from the ground, it turns out that even a quote from Cold ('walk gently Damian, walk gently...'), whispered like mantra, is not helpful enough. 'When you reach the wooden benches, there's no point in stopping by them' - Kuba repeats with gritted teeth the words of Ola when, after passing those damn benches, we have to approach another steep slope. Finally at 8.00 we reach Betlejemka - our destination - and we fall dead on to the beds. And to think that two days later the same approach would take us only 50 minutes.

The first day of our meeting started very positively - with moralizing talk. Not only that we didn't wake up at the supposed hour (9.00), but also there were a few formal topics to discuss. But Uncle Maciek took the role of a bad chief and made his try to morally shape our unique group of climbing individuals. As for the group, on the first day of the meeting, almost all the members of the beginner winter team (a.k.a "Ice Spiders") were present: Ola, Piotrek, Kuba, Łodziaki, Dr. Szmajder, Jasiu and yours truly. Karolina immersed in the final high school exam preparations, joined us 2 days later.

Shaped and full of repentance, we began our avalanche classes. After a short theoretical introduction inside, we went out to face the cold and snow and we started a competition of searching for the avalanche transmitters buried under the snow in the gloves ;). As far as I remember, the competiton had been won by Łodziaki, but the crowd prize went to Dr. Szmajder who was searching for good 10 minutes for the transmitter in the snow, while it was hanging on the branch right above his head.

In the evening we were joined by Marek Pokszan (very experienced Polish guide), who served us some lecture marathons concerning avalanches. Our heads steamed with the aquired knowledge, but thankfully we could debrain ourselves later by watching a great american class B action movie - Ice Spiders and get psyched on some sunny California walls of El Capitan while watching Race for the Nose.

After another day of the avalanche classes, the time eventually came to do some real climbing. Unfortunately the conditions in the mountains were not so good, so we went down and drove to Wdżar - a drytooling crag - to scratch and stitch the rock with tools, and my aestethic soul was torn to pieces. We were joined there by Roko, Siwy and Karolina. It turned out that drytooling is a pretty cool play, but it's also a bit cheating because even the smallest crimp after using the new Petzl Nomic turns into a big jug. Though it was a bit muddy, we labeled the day as successful and we finished it in one of the Pizzerias of Zakopane. A garlic soup, pizza and the silver coin were all present, so everything was all right. After all of this we went back to Betlejemka to get ready for the tour that waited for us the next morning.

In the morning, after splitting in groups, we went to Laboratorium, where every group climbed a route, and then we went back to the hut. The axes bit smoothly in to the grass, the walls weren't steep at all, but the hand were frozen... typical winter... In the evening it turned out that Roko and Siwy have to go back to work, and they were switched by Dozent and Mario, who supervised us the next day when we climbed a few easy routes and were learning how to place the screws in to the grass. For Piotrek, Kuba, Ola and myself it was the last day of fun, because we had to go back to the matrix. It's a pity, because there was some more fun stuff prepared for those who stayed the last day.

To sum up, the winter rookie meeting was a great success and though not all of us will decide to become winter warriors, we definietly learned a lot of useful things there. We want to thank all of our "teachers", that is: Maciek Ciesielski, Marek Pokszan, Robert Rokowski, Adam Pieprzycki, Wojciech Wajda and Mariusz Nowak for taking care of our band of rookies.


Damian Czermak