sobota, 25 lipca 2015

1/3 Gliwickiej wiosny z GM

W tym roku po raz pierwszy miałem możliwość wspinać się tak dużo, z tak mocnymi zawodnikami, w tak wielu rejonach. Pierwsze dotknięcia skały klasycznie na jurze, którą mamy pod noskiem, rozpoczęły się od połowy marca i były kontynuowane przy każdej możliwej okazji. Sezonowy minimum plan jurajski - 5xVI.5 i dużo łatwiejszego wspinania w możliwie najczystszym stylu. Czy się uda? Czas zweryfikuje. Priorytet to jednak korzystać z każdej okazji wyjazdowej w rejony europy jeszcze w czasie roku akademickiego. Na końcu notki wycinki z kajetu i kilka fotek.

Osp wielkanocny to pierwszy zagraniczny wyjazd, w towarzystwie czołówki śląskiego wspinania sportowego z KW Katowice. Chociaż początkowo liczyłem, że powspinam się raczej na Velikiej Stenie charakter zespołu skierował motywację na Misje Pec i liczne szybkie wstawki dające rozwspin. W towarzystwie m.in. Lamy, Łukasza Dębowskiego, Buły i Karoliny Ośki było warto - baaardzo! Osobiście najwięcej wspinałem się z Piotrkiem, podopiecznym Katowickiej sekcji, któremu serca i motywacji mogłoby pozazdrościć wielu znanych mi Łojantów – przy tak zniszczonych łapach nadal wspinać się na swoim limesie – GPS(GratyPodziwSzacun)!!!.

Labak majówkowy w towarzystwie przyjaciół z Gliwickiego KW Marcina Michałka(MM) i Angee oraz Michała Czecha. Czeski piaskowiec to lekcja pokory, dla mnie już druga, dla Michała hmmm… – powiedzmy, że nie bez powodu Czech mu na nazwisko. Michał pokazał klasę, a flash na filarku za 9c wzbudził chyba nawet respekt u piaskowcowych lokalsów. Skały morze, a czasu tak mało i niestety szybko przyszło wracać z piaskowcowego raju w dolinie Łaby.

Hollental – Boże ciało. Wreszcie metry, dziesiątki, setki metrów ścian. Etap rozwspinu już chyba za mną i na koniec wiosny należało sprawdzić się w większej formacji. Ponieważ z MM’em mamy pewien plan w głowie na jego ostatni kawalerski skok w bok, należało sprawdzić, czy jesteśmy w stanie coś razem zdziałać. Efektem całkiem szybkie wspinanie na Verlorener Turm oraz Blachmauerze ciągle pozwala snuć plany na przyszłość ;-). Dodatkowo w resta miałem przyjemność podziałać w Adlitzgraben. Więcej szczegółów z Hollentalu i Adlitz na stronce KW Gliwice w oczach MM.

Działalność w tak zwanym „międzyczasie” jurajskim pozwoliła mi wspinać się głównie w starych, sprawdzonych, okołogliwickich konfiguracjach w towarzystwie wiecznie cierpliwego Maćka Boguckiego oraz doświadczonego (zwłaszcza w dziedzinie eksploracji Kołoczka) Rafała Sokołowskiego, dla których dodatkowo należą się serdeczne podziękowania za teraz i za kiedyś.



Osp
Labak
Hollental/Adlitzgraben
Jura
Krvavica
7a OS
Ferrum
VIIIb PP
Die feuer midgards
7+ OS,
80m,
Karatecy z jasnej góry
VI.4+ PP
Hugolina
7b+ PP
Pisecna boure
IXa PP
Die vergessene welt
8 FL
80m,
Young Power
VI.4+ PP
Nido
7b PP, 2pr
Pekelny rej
VIIIc PP
Spatlese
7 OS
80m,
Maratończyk wprost
VI.5 PP
Hobbit
7c PP, 4pr
Tvari v tvar
VIIIc FL
Hic rhodus-hic salta
7+,A0 OS
280m
Messer
VI.5 PP, 3pr
Rodeo
7a OS


Gelber oktober
7+ OS
390m
Grek korba
VI.5 PP




Hau den lukas
8+ FL
Cmentarna aleja
VI.5 PP, 3pr



Osp, Nido 7b 2pr, fot. Grzegorz Gołowczyk


fot. Grzegorz Gołowczyk


Z moim natchnieniem i inspiracją życiową
 Osp, Krvavica 7a Os



Od prawej Piotrek, Karolina, Lama, Wojtek 

 
Hollental MM’s na hic rhodus-hic salta 7+A0 OS


Hollental, Hic rhodus-hic salta przy puszce bez książki szczytowej ;(


 
Hollental, Gelber Oktober 7+ OS


 Padający śnieg i 3oC nie przeszkadzają we wspinaniu na Jurze


Kołoczek - Home sweet home


Wojtek Szulc


Szkolenie hakowe - Podlesice czerwiec 2015


Podczas gdy znakomita większość braci akademickiej ryła jak szalona w związku z trwającą sesją, członkowie GM PZA w dniach 26-28 czerwca odbywali szkolenie z hakówki w Podlesicach.  
Zajęcia w skałach prowadzili Jarek Caban z Adamem Pieprzyckim, a wieczorami i w trakcie wspinania Dominika Zapotoczna troszczyła się o nasze głowy i ciała, prowadząc zajęcia z zakresu psychologii sportu i ćwiczenia relaksacyjne.


W piątkowy poranek w Podlesicach stawili się wszyscy członkowie GMu z wyjątkiem Karola, który dojechał wieczorem (tak jak pisałem wcześniej, sesja to nie żarty). Na szczęście, jeden przedstawiciel rodziny Legaszewskich wystarczył, więc udaliśmy się w skały, na Górę Zborów. Tam Jarek z Adamem omówili podstawowy sprzęt i po krótkiej prezentacji każdy z nas stawiał swoje pierwsze kroki w ławach. Tego dnia haczyliśmy przy aktywnym użyciu ringów, żeby załapać w miarę ruchy, także wstawki nie trwały zbyt długo i każdy przehaczył sobie 3 drogi. Starczyło nawet czasu żeby powspinać się na sportowo, a wieczorem odbyły się zajęcia z Dominiką. Każdy z nas uzyskał pozytywny wynik testu na psychopatę, oraz rozciągnął swojego wspinaczkowego garba podczas zajęć ze strechingu.



W sobotę, jak zawsze punktualnie, stawiliśmy się pod kwaterą Jarka i Adama. Tam po krótkiej pogadance na temat sprzętu  wyruszliśmy w skały, tym razem na Kołoczek. Z  ringów korzystaliśmy tylko asekuracyjnie, pnąc się w górę jedynie przy użyciu kostek i skyhooków. No i zaczęło się latanie (poprzedniego dnia był tylko jeden lot), dłuuuugie wstawki i pierwsze uszczerbki na zdrowiu w postaci rozcięć na twarzy (a było mówione żeby nie gapić się w dziadowski przelot,  który może wypaść!). Każdy z nas coś przehaczył, a w środku dnia Dominika zrobiła nam zajęcia na temat motywacji we wspinaniu. Starczyło nawet czasu żeby powspinać się klasycznie po skałkach, które dla osób będących pierwszy raz na Kołoczku wyglądały naprawdę atrakcyjnie. Podobnie jak dnia poprzedniego, wieczór poświęciliśmy na rozciąganie i relaksacje z Dominiką.





Niedziela zaczęła się tak jak skończyła sobota, czyli od zajęć z Dominiką. Przez pół godziny rozgrzewaliśmy nasze ciała na czczo (z wyjątkiem Pawła i niżej podpisanego, którzy z rana rzucili się na jedzenie). Tego dnia w skałach liznęliśmy nieco logistyki działania w wielkich ścianach. Najpierw każdy z nas wyciągnął wór napełniony kamieniami na szczyt skałki, a następnie pokazano nam jak należy rozkładać portaledge.  Później mogliśmy sobie to na spokojnie przećwiczyć i ogarnąć, a pozostały czas przeznaczyć na wspinanie w skałach. Na tym zakończyliśmy szkolenie i każdy z nas udał się w swoją stronę.


Oczywiście to co opisałem powyżej to jedynie zarys tego czego się nauczyliśmy. Tak jak na każdym zgrupowaniu GMu, codziennie dostawaliśmy w gratisie mnóstwo cennych rad i patentów, które ciężko znaleźć w książkach lub internecie,  a są wynikiem sporego doświadczenia naszych instruktorów. Oczywiście wszystko odbyło się w luźnej atmosferze, która sprzyja nauce. Pomimo tylu zajęć znaleźliśmy czas i chęci żeby wspiąć się klasycznie po naprawdę fajnych skałkach, także weekend można śmiało zaliczyć do tych udanych:)