niedziela, 1 stycznia 2012

Zimowe Zgrupowanie Leszczy, czyli Lodowe Pająki atakują Tury

(For English version - scroll down)

Kiedy widzę kolejny zakręt na podejściu, mam ochotę palnąć sobie w łeb. To tylko podejście na Halę Gąsięnicową, a czuję się jak bym podchodził pod Yosemite Falls. Może to oznaka zmęczenia po całym dniu spędzonym w pracy, a potem całonocnej jeździe samochodem? Jeszcze w dodatku przy wjeździe do Zakopca mandat... normalnie odpadnięcie przy wpince do zjazdowego.  Kolejny już raz przeklinam w głowie swoją decyzję zabrania na górę gitary. Oblodzony szlak wcale nie pomaga. Gdy znowu zbieram się ciężko po zaskakującej glebie stwierdzam, że powtarzana jak mantra kwestia z Colda („Idź delikatnie Damian, idź delikatnie...”) również nic nie daje. „Jak zobaczycie ławeczki to nie ma sensu się zatrzymywać” – September powtarza przez zęby słowa Olki gdy po minięciu tych cholernych ławeczek podchodzimy pod drugą już górkę. W końcu ok 8 rano dochodzimy do Betlejemki i padamy nieprzytomni na łóżkach. I pomyśleć, że dwa dni później to samo podejście zajmie nam 50 minut ;)

Asterix i Obelix w lodzie. Ekspozycja nietuzinkowych mięśni brzucha (Fot. K. Wrzesień)

Pierwszy dzień zajęć zaczął się bardzo pozytywnie od ochrzanu :D Nie dość, że nie udało nam się obudzić o umówionej godzinie (9.00) to było jeszcze parę kwestii formalnych do obgadania. Wujek Maciek jednak wcielił się w rolę złego kierownika i podjął próbę ustawienia naszej grupy nietuzinkowych indywidualności wspinaczkowych. Co do grupy, w pierwszym dniu zgrupowania stawiła się prawie cała ekipa zimowych leszczy (a.k.a „Lodowe Pająki”) w składzie: Ola, Piotrek, Kuba, Łodziaki, Dr. Szmajder, Jasiu i niżej podpisany. Karolina natomiast pochłonięta  sprawami maturalnymi, dojechała dwa dni później.

Fot. K. Wrzesień
Ustawieni i pełni skruchy rozpoczęliśmy zajęcia lawinowe. Po krótkim wstępie teoretycznym jeszcze wewnątrz, wyszliśmy na śniegi i mrozy i rozpoczęliśmy konkurs odkopywania rękawiczek z pipsami. Z tego co pamiętam konkurs wygrali Łodziaki, natomiast nagrodę publiczności otrzymał Dr. Szmajder, próbujący przez dobre 10 minut odszukać pipsa pod śniegiem, gdy ten był zawieszony na kosówie zaraz nad jego głową ;)

Wieczorem w Betlejemce pojawił się Marek Pokszan, który zaserwował naszej grupie istne maratony wykładowe z wiedzy lawinowej. Nasze głowy wręcz parowały od zdobytej wiedzy, na szczęście mogliśmy trochę się odmóżdżyć świetnym amerykańskim kinem akcji klasy B – Ice Spiders i nakręcić się pozytywnie na rozgrzane kalifornijskim słońcem ściany El Capa przy Race for the Nose.

Przed wyruszeniem w drogę należy wypatrzyć swoją turę (Fot. K. Wrzesień)



Po kolejnym dniu szkolenia lawinowego przyszedł w końcu czas na właściwe wspinanie. Niestety warun w górach nie był najlepszy (czyt. było lawiniasto), zeszliśmy więc na dół i udaliśmy się do Wdżaru aby trochę pokłuć i podrapać skałę protezami, a moja dusza estety bardzo cierpiała ;). We Wdżarze dołączyli do nas Roko z Siwym i Karoliną. Okazało się, że to dziabanie to całkiem fajna zabawa, choć trochę oszustwo, bo nawet najmniejsza krawąda po zastosowaniu nowych Nomików zmienia się w wielką lochę ;). Choć było troszkę błotniasto, zabawę z dziabami uznaliśmy za udaną, a zakończyliśmy ją w jednej z zakopiańskich pizzeri. Była czesneczka, pizza i srebrny pieniążek, więc wszystko było ok. Po tym wszystkim udaliśmy się znów do Betlejemki, aby przygotować się do tury, która czekała na nas następnego dnia.

Kiero w akcji (Fot. D. Czermak)

Fot. K. Wrzesień

Adaś ewidentnie oszukuje ;) (fot. D. Czermak)

Lawinisko... (fot. D. Czermak)
Rano po rozdzieleniu się na grupy udaliśmy się na Laboratorium, gdzie zapięliśmy zespołowo po turce, po czym wróciliśmy do chaty. Dziabki dobrze wgryzały się w trawki, ściany konkretnie się kładły a ręce były zmarznięte, normalnie zima... Wieczorem okazało się, że Roko z Siwym muszą wracać do pracy, a na ich miejscu pojawili się Dozent i Mario, pod których okiem dnia następnego poprowadziliśmy kilka żywcowych wyciągów (oczywiście z asekuracją) i odbyliśmy naukę „wbijania tych gwoździ”, czyli osadzania śrub do traw ;). Dla mnie, Piotrka, Kuby i Oli był to ostatni dzień zabawy, ponieważ musieliśmy wracać do matrixa, a szkoda, bo na pozostałych w ostatni dzień zajęć czekały dobre tury i inne smaczne niespodzianki.

Ale tura, bracie... (fot. D. Czermak)
Fot. P. Wierzyk
Fot. K. Wrzesień


Podsumowując, zgrupowanie zimowe grupy początkującej można uznać za całkiem udane i choć nie każdy z nas zdecyduje się na zostanie zimowym wojownikiem, to na pewno podczas pobytu w Tatrach nauczyliśmy się wielu przydatnych rzeczy. Dziękujemy całej kadrze szkoleniowej, czyli Maćkowi Ciesielskiemu, Markowi Pokszanowi, Robertowi Rokowskiemu, Adamowi Pieprzyckiemu, Wojciechowi Wajdzie i Mariuszowi Nowakowi za ogarnięcie naszej bandy zimowych leszczy.

Damian Czermak


Wieczorne baldy (fot. K. Wrzesień)

 The winter meeting of rookies, a.k.a Ice Spiders attack the tours.

When I look at an another curve on the trail, I want to shoot myself in the head. This is only the approach to Hala Gąsienicowa and I feel like walking up the Yosemite Falls trail. Maybe it is the sign of tiredness after whole day spent in work and then the whole night of driving? In addition, just before Zakopane we got the ticket for speeding... it's just like falling while clipping the anchor. As usual I regreat my decision to take the guitar. The trail covered with ice is not helpful at all. When I get up after another face plant from the ground, it turns out that even a quote from Cold ('walk gently Damian, walk gently...'), whispered like mantra, is not helpful enough. 'When you reach the wooden benches, there's no point in stopping by them' - Kuba repeats with gritted teeth the words of Ola when, after passing those damn benches, we have to approach another steep slope. Finally at 8.00 we reach Betlejemka - our destination - and we fall dead on to the beds. And to think that two days later the same approach would take us only 50 minutes.

The first day of our meeting started very positively - with moralizing talk. Not only that we didn't wake up at the supposed hour (9.00), but also there were a few formal topics to discuss. But Uncle Maciek took the role of a bad chief and made his try to morally shape our unique group of climbing individuals. As for the group, on the first day of the meeting, almost all the members of the beginner winter team (a.k.a "Ice Spiders") were present: Ola, Piotrek, Kuba, Łodziaki, Dr. Szmajder, Jasiu and yours truly. Karolina immersed in the final high school exam preparations, joined us 2 days later.

Shaped and full of repentance, we began our avalanche classes. After a short theoretical introduction inside, we went out to face the cold and snow and we started a competition of searching for the avalanche transmitters buried under the snow in the gloves ;). As far as I remember, the competiton had been won by Łodziaki, but the crowd prize went to Dr. Szmajder who was searching for good 10 minutes for the transmitter in the snow, while it was hanging on the branch right above his head.

In the evening we were joined by Marek Pokszan (very experienced Polish guide), who served us some lecture marathons concerning avalanches. Our heads steamed with the aquired knowledge, but thankfully we could debrain ourselves later by watching a great american class B action movie - Ice Spiders and get psyched on some sunny California walls of El Capitan while watching Race for the Nose.

After another day of the avalanche classes, the time eventually came to do some real climbing. Unfortunately the conditions in the mountains were not so good, so we went down and drove to Wdżar - a drytooling crag - to scratch and stitch the rock with tools, and my aestethic soul was torn to pieces. We were joined there by Roko, Siwy and Karolina. It turned out that drytooling is a pretty cool play, but it's also a bit cheating because even the smallest crimp after using the new Petzl Nomic turns into a big jug. Though it was a bit muddy, we labeled the day as successful and we finished it in one of the Pizzerias of Zakopane. A garlic soup, pizza and the silver coin were all present, so everything was all right. After all of this we went back to Betlejemka to get ready for the tour that waited for us the next morning.

In the morning, after splitting in groups, we went to Laboratorium, where every group climbed a route, and then we went back to the hut. The axes bit smoothly in to the grass, the walls weren't steep at all, but the hand were frozen... typical winter... In the evening it turned out that Roko and Siwy have to go back to work, and they were switched by Dozent and Mario, who supervised us the next day when we climbed a few easy routes and were learning how to place the screws in to the grass. For Piotrek, Kuba, Ola and myself it was the last day of fun, because we had to go back to the matrix. It's a pity, because there was some more fun stuff prepared for those who stayed the last day.

To sum up, the winter rookie meeting was a great success and though not all of us will decide to become winter warriors, we definietly learned a lot of useful things there. We want to thank all of our "teachers", that is: Maciek Ciesielski, Marek Pokszan, Robert Rokowski, Adam Pieprzycki, Wojciech Wajda and Mariusz Nowak for taking care of our band of rookies.


Damian Czermak
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz