wtorek, 10 kwietnia 2012

I relacja z Verdon

W dniu 16 marca dolnośląski skład GM to jest Damian Czermak, Jakub Wrzesień, Piotr Wierzyk wspomagani przez Piotra Rajskiego wyruszył do gorącej Prowansji. Podróż odbyła się bez większych problemów, po części udało się ominąć płatne autostrady, co było pierwszym sukcesem tego wyjazdu. Dotarliśmy do La Palud  w sobotę wieczorem, wypakowaliśmy graty i zaczęliśmy planować cele naszego wyjazdu. 7b OS czy 7c RP wydawało nam się na luzie osiągalne. 


Wąwóz w pełnej okazałości (fot. P. Wierzyk)

            Działaliśmy w dwóch zespołach ja z Kubą,  Damian z Rajem. Pierwszego dnia udaliśmy się na rozwspin na jakieś „łatwe” 6b+. Jak się później okazało wcale nie były takie łatwe i każdy zaliczył loty tego dnia. Ponadto zaczęło padać i nie udało nam się pokonać tych dróg czysto. Wieczorem tego dnia pierwszy i ostatni raz byliśmy na piwie w barze (5e sztuka) żeby utopić smutki i zmienić plany. Wspólnie  z Kubą doszliśmy do wniosku że nie możemy latać na takich łatwych drogach dlatego uderzamy na trudniejsze. Damian z Piotrkiem decydują się na pokonywanie tylko najpiękniejszych linii takich jak Demon czy Lange. W pierwszym tygodniu udaje się nam przejść kilka fajnych dróg oraz przyzwyczaić do nietypowego dla stałych rezydentów sokolików i hejszy wspinania po wampirkach.. Byliśmy przestrzegani, że o tej porze roku w Verdon jest za zimo, jest zimo ale tylko w nocy i rano, w ścianie jest ciepło i spokojnie można działać, bywały nawet dni w których wspinaliśmy się bez koszulek (oczywiście z puchówkami w plecakach).


Zjazdy, zjazdy, zjazdy....(fot. P.Wierzyk)


            Po tygodniu dociera do nas ekipa z małopolski Olga Niemiec, Piotr Sułowski, Krzysztof Korn, Mateusz Szmajda oraz Adrian Chmiała. Uderzają na polecane przez nas drogi,  ja z Kubą postanawiamy zapatentować coś trudniejszego, wybór pada na stumetrową  Sage du Verdon  (7a,7a+,7b, 7b+,6c). Następnego dnia, kiedy my restowaliśmy Adrian pokonuje wszystkie wyciągi na Sadze OS. Nam nie poszło tak łatwo, na każdym wyciągu walczyliśmy na 150%. Ja nigdy nie zapomnę przeklętego trawersu po samych stopniach, na którym nie mogłem uciągnąć liny, mimo że miałem wszystkie ekspresy przedłużone. Adrian przeszedł ten trawers trzy razy żeby wypiąć linę, bo nie był w stanie iść dalej, dla mnie nie było to możliwe i musiałem walczyć do samego stanu nie tylko z przechwytami, ale i z liną. Zatrzymał nas dopiero wyciąg za 7b+, patentując drogę wszystko wyglądało na urabialne i nie mieliśmy obaw co do tych kilku metrów ryski.  Kuba był o włos od poprowadzenia, miał kilka naprawdę zaawansowanych prób, jednak ostatecznie sobie z nim nie poradziliśmy, byliśmy wypruci po wcześniejszych wyciągach, dodatkowo bolesne kliny i brak stopni zadecydował o niepowodzeniu. Droga która miała być drogą wyjazdu ostatecznie została pokonana 1xAF. Wspólnie z Kubą dochodzimy do wniosku że „rysa nas wypluła”.


Kuba i Piotrek przed przejściem Zizagutti 7b (fot. J. Wrzesień)


            Ostatnie dni spędziliśmy na leczeniu palców od wampirków, rozwieszaniu highlina, którego Damian przeszedł w obie strony. W ramach wyluzowania niektórzy spróbowali nawet krótkiego wahadła, przy tej okazji Mateusz zaprezentował nam swój kolejny talent, jakim jest robienie backfilpów. Przedostatniego dnia udaliśmy się wspólnie z Krzyśkiem i Piotrkiem Sułowskim na najdłuższą drogę w wąwozie La Demande 320m  6a na której należało dokładać asekurację. Zadowoleni, że idziemy we czterech rozpoczęliśmy zjazdy dopiero o 12, wspinaczkę dopiero o 14.  Szybko okazało się, że nie wyrobimy się przed zmrokiem a czołówki mieli tylko doświadczeni taternicy Piotr i Krzysztof. Dla mnie i Kuby rozpoczęła się walka z czasem, a przecież mieliśmy porobić zdjęcia, pogadać na stanowiskach, generalnie się wyluzować. Ostatecznie tylko ostatni wyciąg pokonywałem w totalnych ciemnościach, Piotrek i Krzysiek mieli dużo gorzej, musieli poprowadzić ostatnie trzy wyciągi po ciemku w tym chyba najtrudniejsze miejsce na drodze, jakim był komin.


Piotrek zagubiony w ścianie (fot. J. Wrzesień)


            W ostatni dzień wyjazdu wypadł nam rest, nie chciałem jednak odpoczywać i udało mi się namówić Adriana i Ole żebyśmy poszli w trójkę na Demona. Bardzo dobrze wspominam tę drogę, mimo że nie poprowadziłem wyciągu, na którym mi zależało (rest jednak był konieczny), spędziliśmy miło dzień, droga padała flaszem dzięki Adrianowi. Polecam wspinanie z bardzo mocnymi partnerami, eliminuje to niepotrzebne nerwy, droga raczej na pewno padnie i można czerpać więcej przyjemności z samego wspinania. Jak odpadniesz albo nie urobisz to nic się nie stanie, wycof kanionem nie będzie konieczny :P
Podsumowując był to bardzo udany wyjazd pod względem szkoleniowym, nauczyliśmy się wyszukiwać linii o nierzadko skomplikowanym przebiegu w 300m ścianie. Dodatkowo nabraliśmy doświadczenie przy wykonywaniu długich zjazdów w pionowym i przewieszonym terenie.
            Serdecznie dziękujemy Polskiemu Związkowi Alpinizmu za udzielone nam wsparcie. Dodatkowo dziękujemy Maćkowi, Adamowi i Robertowi za zaangażowanie włożone w ten projekt. Dziękujemy także  firmie Montano, za kamizelki które sprawdzają się w każdych warunkach.
                       
                                                                                                                           Piotr Wierzyk




Piotr Rajski na Lange en decomposition 
(fot. P. Wierzyk)

Przejścia zespołu  Piotr Wierzyk, Jakub Wrzesień

Rivere d’Argent 6b+ (1xAF, 100m)
Jour d’ete 6c (OS, 60m)
Zizagutti 7b (4 próba każdy indy. RP,  120m)
Mangoustine Scatophage 6c+ (2 próba RP,  150m)
Saga du Verdon 7b+ (1xAF, 100m)
Les Dalles Grises 6a (OS-speed 150m-40min)
La Demande 6a (OS 320m-6,5h)

Piotr Wierzyk z Olgą Niemiec i Adrianem Chmiałą
Demon 7a+ (FL, 150m)


Więcej zdjęć w galerii
Wkrótce relacja krakusów i Damiana 

4 komentarze:

  1. Adrian Chmiała11 kwietnia 2012 08:01

    Super relacja :-) Pierwszy wyciąg Sagi pokonany FL ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Proponuje więcej Języka Polskiego! w miejsce slangu wspinaczkowego.
    Więcej literatury zrozumiałej wszystkim w zamian języka znanemu kilku wtajemniczonym.
    Chyba że jest to blog sekciarski a nie taki, który winien promować wyczyny GMPZA.;]

    W każdym razie Piotrek,gratuluje- wyczyn jest!
    Zdjęcie wąwozu -mistrz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog jest sekciarski i promuje nasze wyczyny. Slang wspinaczkowy jest konieczny do opisu wrażeń, i tak się ograniczałem Kolego. Dzięki za komentarz, obiecuje poprawę, może zamieścimy jakiś słownik dla niewtajemniczonych.
      Pzdr

      Usuń
  3. Ja rozumiem wiele języków sekciarskich i to nie stanowi wielkiego problemu, więc wszystko to jedynie w trosce o język powszechny a nie nowomowę :]

    Teraz też widzę że się nie podpisałem.

    Pozdawiam

    OdpowiedzUsuń