środa, 27 marca 2013

Polsko – francuskie zgrupowanie PZA-CAF, Morskie Oko, 3-13.03.2013

Nieczęsto zdarza się, że w Polskich Tatrach widzi się zagranicznych wspinaczy. Na początku marca bieżącego roku, w Morskim Oku gościliśmy 15-osobową grupę Francuzów. W ramach niedawno podjętej współpracy CAF (Club Alpin Français) z PZA odbyło się spotkanie młodych wspinaczy z GEAN (Groupe Excellence Alpinisme National) oraz z Grupy Młodzieżowej PZA.

Alek Barszczewski na Czarnym Zacięciu. Fot. K.Banasik
Korzystne warunki wspinaczkowe panujące przez pierwsze dni spotkania pozwoliły francuskim zespołom na przejście Lewej Depresji Niżnych Rysów z wyjściem na wierzchołek, a następnie granią osiągnięcie szczytu Rysów. Tego samego dnia (nie te same zespoły :) przeszły Filar MSW z wyjściem Rynną Wawrytki w kopule szczytowej.

Ekipa gości. Fot. C.Moulin

Sławek Szlagowski na Kotle Kazalnicy. Fot. K.Banasik

Gospodarze w tym czasie wspinali się na Kotle Kazalnicy (Skłodowski) oraz w prawej części Kazalnicy (Climb Machine). 

Kolejne dni to już codzienne opady deszczu i dodatnie temperatury. Ruch wspinaczkowy koncentrował się na Buli pod Bandziochem oraz Czołówce MSW. Powtarzano takie drogi jak: Czarne Zacięcie, Szare Zacięcie, Prawy Dziadek, Starek-Uchmański.


Po wspólnym wspinaniu. Fot. P.Sułowski
Warunki nie rozpieszczały :) Fot. P.Sułowski
Dopiero ostatni dzień obozu przyniósł poprawę pogody. Pierwszego powtórzenia (autorstwa francuskich wspinaczy) doczekała się Rosyjska Ruletka na progu WCK. Pozostałe zespoły wspinały się po Kuluarze Kurtyki, Rysie Strzelskiego oraz po śnieżno-lodowym żlebie opadającym z Żabich Wrótek.


czwartek, 14 marca 2013

To tyle nie ma...

 czyli Bad Gastein oczyma Września.  

           Wcześnie rano dzwoni telefon, odbieram i słyszę Tomka ”Klakiera” Kupczyka:
-Hej, chcesz jechać na lody do Austrii ? Rozsypał nam się skład i poszukuje dwóch osób…
-Jasne!  Odpowiadam
-Ok jedziemy w niedzielę, postaraj się znaleźć partnera, ja też będę coś szukał.
Zaraz po skończonej rozmowie dzwonie do Krzyśka Zabłotnego (na niego zawsze można liczyć jeśli chodzi o wyjazdy)
-Siemasz! Jedziesz na lody do Austrii?
-Długo nie myśląc odpowiada - pewnie!
­-Tak myślałem :) Ciesząc się w duszy że mamy skład i że w ogóle jedziemy.
Późno w nocy dojeżdżamy na miejsce , rozkładamy namioty i idziemy spać.  Rano pogoda nie wygląda najlepiej nic nie widać. Na szczęście zanim wyruszyliśmy wszystkie chmury przewiało.


"EisArena" od lewej 'Federerweissfall' i 'Seidenraupe'.


Na podejściu nasze drogi się rozeszły.  Dejnar z Klakierem poszli na „ Supervisor’a ”  , a ja z Krzychem na lodospad „ Federweissfall ”  Który nam polecili nasi ‘gaidowie’ .
Lodospad rzeczywiście okazał się świetny 120m wspinania w średnio trudnym terenie było tym czego potrzebowaliśmy na rozwspin. Spokojnie delektując się każdym wbiciem dziabki dochodzimy do stanu zjazdowego. Niestety nie mieliśmy zbyt dobrych warunków aby wspiąć się lodową arenką na kolejnym wyciągu, a powodem było czujne pole śnieżne. 


Pierwszy wyciąg Federweissfall wpadł mnie.


Stanowisko.

Krzychy na drugim wyciągu.

Sprawne zjazdy.

Abałak.

Po zjechaniu do podstawy lodospadu, zrobiliśmy treningowo jeszcze kilka razy pierwszy wyciąg różnymi wariantami.
Drugiego dnia postanowiliśmy zrobić zamianę zespołów Krzyś wspina się z Dejnarem na „Mordorze” a Ja z Klakierem .Naszym celem był  lodospad „Seidenraupe” . Dla Tomka był to powrót na drogę po wycofie, z powodu złych warunków lodowych.
        Pierwszy wyciąg okazuje się znacznie trudniejszy niż w przewodniku,  wychodzę na całą długość liny, wkręcam śruby i mam auto! Drugi wyciąg prowadzi Klakier bez żadnych problemów dochodzi do stanowiska.

Przed startem w drogę.

Klakier na drugim wyciągu Seidenraupe, zdjęcie zrobili nam chłopaki z Mordoru.

Trzeci wyciąg nie jest do końca wylany, ale dostałem pocieszenie ze strony partnera, że ostatnio było znacznie gorzej. Przechodzę czujny trawers wbijając się w cienką polewkę(ale ekspozycja!) uspokajając oddech, wychodzę jeszcze kilka merów i zakładam stan. Jak się okazało troszeczkę wyżej były abałakowy zjazdowe. Ok jeszcze dwa wyciągi i jesteśmy na szczycie. Kolejny wyciąg wypadł na Tomka. Zakładając, że nie będzie trudnych miejsc wbija dziabki i idzie, zatrzymując się tylko żeby wkręcić śrubę.  Po dłuższej chwili słyszę auto !!! Czyszczę wyciąg  dziabka , dziabka - zaczyna prać przedramię, co jest ? Dochodząc do stanu widziałem uśmiech Klakiera, spojrzeliśmy  na siebie i pyta trudne nie? Odpowiadam że to chyba kluczowy wyciąg J (roześmialiśmy się). Ostatnie metry to już formalność chodź nie wspinało się przyjemnie ze względu na słabej jakości lód a właściwie zmrożony śnieg . Dochodzę do drzewa zjazdowego,  zaczyna robić się ciemno. Jeszcze tylko zjazdy i do auta.  Na trzecim zjeździe dopiero czekały na nas atrakcje! Otóż w czasie ściągania liny jej koniec gdzieś się zaklinował.  Jak w lodzie może zaklinować się lina? Po dłuższej walce decydujemy się na ciecie. Z ok 40m kawałkiem liny z wiadomych powodów znacznie wydłuża się czas w ścianie . W oddali migają czołówki chłopców, którzy czekali na nas z ciepłą herbatą i żelkami bez żelatyny wieprzowej . Był to naprawdę miły gest J Jesteśmy za ziemi. W komplecie, z głowami pełnymi przemyśleń i z uśmiechem na twarzach, nawspinani ruszamy w stronę parkingu.


W komplecie, z głowami pełnymi przemyśleń i z uśmiechem na twarzach, nawspinani, ruszamy w stronę parkingu.






Podsumowując:
       W Bad Gestein jest naprawdę dużo wspinania lodowego. Zawsze zabieraj czołówkę! Jeżeli wydaje Ci się że lina nie może zaklinować się w lodowej ścianie to mylisz się! 

PS Z osobistych względów odradzam jedzenia orzeszków w skorupce w rozgadanym towarzystwie :D   
Prowadzenia zespołów.
Krzysztof Zabłotny  Kuba Wrzesień
„Federweissfall ” WI 4 120m
„Federweissfall „ WI 4 60m (pierwszy wyciąg różnymi wariantami)
Tomasz Kupczyk , Kuba Wrzesień
„Seidenraupe” WI 5 220m

K. Wrzesień

piątek, 1 marca 2013

Karkonoski lodowy akcent


- czyli Dejnarowicz wraca do gry w nienajgorszym (ma nadzieje) stylu :).

Okres 'warzywa' uważam za zamknięty :)
 

       Leżąc w łóżku po wypadku, najbardziej tęskniłem za nartami i lodem. Dlatego najwięcej czasu w tym sezonie spędzałem z wodą w różnych stanach skupienia. Jasno określone cele odłożyłem na bok, ciesząc się po prostu czasem spędzanym w górach. Narty i wspinanie w Karkonoszach połączone ze świetnym towarzystwem zagoniły mnie do Bad Gastein, o czym było gdzieś we wpisie powyżej. 

Karkonosze.
Klakier startuje w filarek.

Klakier w akcji, asekuruje Jarek.

Klar.

Ładne metry.

Druga część lodu.


Wszystko przez Tomka ‘Klakiera’ Kupczyka, ale może po kolei.
Pomysł powrotu powstał w zasadzie jeszcze przed wyjazdem z Bad Gastein.
Chłopaki mierzyli w wymagające linie, ja zamierzałem powrócić by kolekcjonować metry, ale jak zwykle wszystko się zmieniło.
Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy czy jedziemy, połowa składu zrezygnowała, spadł śnieg i zmieniły się warunki. Zespół uzupełnia się o mocną dwójkę: Kubę typu Wrzesień z partnerem – Krzysiek typu Zabłotny :) i tak oto zaczynają się dwa intensywne dni w Austrii. 

W namiotach na parkingu śpimy nieco niespokojnie. Rano nad nami wiszą chmury, widoczność jest słaba.  Niebo po godzinie się przeciera, widać więcej, spręż rośnie.
Do końca podejścia pod ścianę nie wiemy czy warunki nas puszczą. Słyszę niemalże myśli Klakiera i po prostu wiem, że od razu chce iść na Supervisor’a. 


Przebieranki.



Supervisor.

Zwyczajowo kamień- nożyczki- papier dzielą nam trudności na dwie długości liny. Ruszam więc w swój pierwszy. W życiu nie wspinało mi się tak dobrze. W środku kompletny spokój, ogrom to wsparcie od mojej drugiej Połowy, motywacja - której zawsze uczę się od młodszej Siostry i mocny i doświadczony Człowiek na drugim końcu liny, którego w dodatku cholernie lubię.
Wspinanie jest przerażająco oczywiste: dobra śruba + kolejna część ruchowej zagadki lodowej + kolejna śruba i znowu łamigłówka ruchowa.
Silny wiatr przywiewa do mnie informacje o kończącej się linie, trzy śruby, taśma i wpinam się do stanowiska. Jedyne o czym myślę, to że teraz kolej Klakiera a nad nami niesamowite i trudne metry.
Kolejny wyciąg to piękne i wymagające wspinanie. Aż miło popatrzeć ze stanu na spokojne opanowane ruchy. Nad nami jeszcze jeden i wpinamy się do tasiemek oplatających drzewo na końcu drogi. 2 minuty później przelatuje po nas niewielka deska śnieżna – cały depozyt żlebu nad lodospadem. Tylko my wiemy o czym wtedy pomyśleliśmy.

Pierwszy z dwóch trudnych wyciągów.

Z końcówki prowadzenia.


Stan.

Ostatnie metry przed stanem.

Start w kolejny wyciąg.

Trudne metry.

Końcowe metry przedostatniego wyciągu.


Zjeżdżamy linią drogi, dorzucamy abałakowy. Świetnie jest obejrzeć wszystko z góry i usłyszeć Klakiera mówiącego: ‘cholera gdzie to żeśmy wleźli’ – perspektywa w kocu wiele zmienia :)

Po deseczce, przed zjazdami.

Inna perspektywa.

          Kolejny dzień to roszada w składach. Pełni obaw o warunki meldujemy się pod Mordorem z Krzyśkiem Zabłotnym. Wspinamy się razem pierwszy raz, zgodnie obieramy linię przejścia i wyruszamy. Piękne i długie wspinanie pokonujemy w 4 wyciągach, łącząc pierwsze dwa w jeden. Droga jest przepiękna i długa. Wspinanie jest niesamowite, choć czujemy zmęczenie po dniu poprzednim. Zjeżdżamy późnym popołudniem, ostatnie abałakowy wiercimy przy czołówkach.
Na dole herbata i żelki smakują niesamowicie. Czekamy na Klakiera i Kubę, po czym chodzimy na parking.

Krzychu startuje w Mordor.

Metry.


Tea time na stanie.



Kolejny wyciąg.

Podsumowanie naszych odczuć.

Inna perspektywa.

Po lewej stronie my na kluczowym wyciągu.

Zjazdy.

Zjazdy.






Linie:
SuperVisor WI6 270m 5h (+ 1h zjazdy)
Tomasz "Klakier" Kupczyk, Mateusz "dej" Dejnarowicz
Mordor WI5 300m 5,5h (+ 1,5h zjazdy)
Krzysztof Zabłotny, Mateusz  Dejnarowicz


fot. 
Krzysiek Zabłotny 
Tomasz Kupczyk 
Mateusz Dejnarowicz 
Uważam, że mogę uznać kolejny etap rehabilitacji za zakończony (;
dej