sobota, 31 grudnia 2011

Tydzień ekipy w Riglos

(For English version - scroll down)

24 listopada ruszyliśmy w czwórkę z Katowic w stronę Barcelony. Lot odbył się bez niespodzianek i zaledwie po 3 godzinach wylądowaliśmy w Hiszpanii. Przesiadka do auta i ciśniemy w stronę upragnionego Riglos. W głowach słońce, długie drogi i nadzieja, że puchówka w ścianie się nie przyda. Rano szybki podział na dwa teamy.
Krakowski, szybkościowy: Ja z Andrzejem Marciszem oraz warszawsko-wrocławski, chilloutowy: Piotrek Wierzyk z Mateuszem Szmajdą. Pierwszy cel to Fiesta de los Biceps. Droga niby łatwa, niby po klamach, ale wyciąg 6c, znajdujący się w największym przewieszeniu i prawdopodobnie posiadający największą ilość zamagnezjowanych klam, wymusił na nas zużycie sporej ilości energii.

Ola na drodze "Fiesta de los biceps" (fot. A. Marcisz)


Kolejny dzień i kolejna droga. Ruszyliśmy na klasyk Riglos - Tucan Ausente (300 m 7a). I tutaj niestety okazało się, że nasze bicepsy, zmaltretowane dnia poprzedniego, nie podołały wyzwaniu. Czysto męski zespół poległ na wytrzymałościowym wyciągu. Szmajda stoczył godną walkę z zaplątanym ekspresem w daisy'ka i z głośnym krzykiem odpadł.
Nasz zespół spisał się znacznie lepiej, gdyż to Andrzejowi przypadł ten właśnie wyciąg i mimo, że liny nie wystarczyło - przez co przez kilka metrów, ku mojej panice, szliśmy z lotną - to jednak daliśmy radę. Kolejny wyciąg miał być mój i nie będę tu owijała w bawełnę. Po ogromnej walce w przewieszce moje łokcie powędrowały ku górze i jedyne na co mnie było strać, to wydanie z siebie dramatycznego okrzyku tuż przed odpadnięciem. Chwilę wisiałam na linie, po czym  niemrawo spojrzałam w dół na chłopaków i wydusiłam z siebie błagalne pytanie: "Andrzejuuu, to może Ty pójdziesz?". I tak oto Tucan został pokonany w stylu Flash :)
Pod wieczór, siedząc w ciepłym schronisku, racząc się napojami z metalowych kubeczków, doszliśmy do wniosku, że wspinanie trzeci dzień pod rząd nie przyniesie żadnych pozytywnych efektów, więc postanowiliśmy przeznaczyć ten dzień na resta, podczas którego mieliśmy zamiar podziwiać "łodziaków" napinających swe bicepsy na Fieście, gdyż właśnie dolecieli do nas z Polski.
Wieczór powitalny był niezwykle miły, aż do momentu, w którym  został brutalnie przerwany przez 50-letniego Francuza, który wtargnął do naszego pokoju wymachując pięściami. Widocznie uznał głośne walenie rękami w ścianę za nieefektywne i postanowił osobiście nas uciszyć. Na szczęcie Andrzej jako najbardziej doświadczony życiowo człowiek z naszej szóstki, zażegnał spór.
Mimo przygód poprzedniej nocy następne dni obfitowały w same sukcesy. Zespół w składzie Adam Wójcik - Kuba Ciemnicki bez większych problemów pokonał drogę La carnavala (300 m 7a OS), natomiast ja z Andrzejem przeszliśmy drogę Escoria Oriental (300 m 7a+), prowadząc wszystkie kolejne wyciągi na zmianę (6b, 6b+, 6b, 7a, 7a+, 7a, 6b) w stylu OS i dopiero ostatni 6b, okazał się parametrycznym baldzikiem. Wzrost 158 cm nie wystarczył i ostatecznie droga została pokonana w stylu Flash.
Następnie drogę poprowadzili również Mateusz i Piotrek, którzy cały czas deptali nam po piętach. Tutaj warto podkreślić, że pierwsze trzy wyciągi oraz ostatni pokonał Mateusz w pierwszej próbie, natomiast środkowe (7a, 7a+, 7a), również pokonane "od strzału", należą do Piotrka.
Pierwsze polskie przejście Escoria Oriental należy do łódzkiego zespołu Sławek Cyndecki - Maciek Fijałkowski w 2004 roku.

Kuba łodziak na "Carnavaledzie" i Ola Niemiec
oraz Andrzej Marcisz na "Escoria Oriental"
(fot. P. Wierzyk)
Mateusz i Piotrek po zrobieniu 6. wyciągu "Escoria"
(fot. O. Niemiec)

Następny dzień miał być równie udany. Team "łodziaków" w składzie Adaś - Kubuś obrali za cel Opus Nigrum 7b+, Andrzej z Mateuszem stali się zespołem chilloutowym i uderzyli na Zulu Demente 7a+, natomiast ja z Piotrkiem na Al Capone 7b+. Ruszyliśmy z samego rana.
Team mieszany był pierwszy pod ścianą. Szybkie losowanie, kto idzie pierwszy i startujemy. Niestety, już na pierwszym wyciągu leciało wszystko zarówno spod nóg jak i rąk. Gdzieś w połowie dobiegły mnie krzyki Hiszpanów, że jest to droga niechodzona, bardzo krucha i lepiej żebyśmy się z niej wycofali. Niestety było już za późno i musiałam stoczyć największą walkę swojego życia na 6c, zanim udało mi się dojść do stanu.
Niewiele później Piotrek odpadał z kolejnymi wielkimi kamieniami na 2. wyciągu. I tym samym, "człowiek, który nie lata, jak coś to bierze blok"(jak sam siebie określił) zaliczył dwa konkretne loty oraz tzw. wycof francuski :) Styl light&fast w tym wypadku się nie sprawdził. Kruszyzna wzięła górę. Zadecydowaliśmy o wycofie i resztę dnia spędziliśmy na ławeczce uroczej knajpki obserwując przejście Opus Nigrum (300 m 7b+) przez Adasia i Kubę. Chłopaki wszystkie wyciągi [6b, 6b, 7a (7a+), 7b (7b+), 6b] prowadzili na zmianę. Warto dodać, że pierwsze polskie przejście Opus Nigrum należy do wspomnianych wyżej Sławka Cyndeckiego i Maćka Fijałkowskiego (2004).

Kuba Ciemnicki:
Droga zatrzymała nasz zespół dopiero na wyciągu za 7b, gdzie początkowy bald wymógł na Adasiu odnalezienie skutecznego patentu. Tak naprawdę jednak zaczęło się robić poważnie już na pierwszych metrach, kiedy okazało się, że skała zostaje w ręku, a obicie jest stosunkowo oszczędne (5-10 metrów odległości).
Adam Wójcik:
"Opus Nigrum" 7b/c nie wspominam dość ciekawie i nie polecam. Drogę zrobiliśmy w stylu RP. Wspinanie po chyba najbardziej parchatej części tej pięknej skałki rigloskiej :) Przeloty również rozstawione " rzetelnie", ale to chociaż motywowało, żeby nie spadać tylko "grzać"... tak jak w Hejszy (tam się nie spada... tam się skacze).
Kolejny dzień zaowocował pokonaniem dwóch dróg (Guirles-Campos i El Zulu Demente) przez zespoły Andrzej- Szmajda oraz Piotrek-Olga, a następnie udanym restem "łodziaków". Tym razem to my przez większą część wspinania słyszeliśmy dopingujące okrzyki kolegów. Niestety, wraz z początkiem grudnia, nasz skład wyjazdowy pomniejszył się o dwie osoby. Tymczasem "łodziaki" nieustannie cisnęli i tak 2 grudnia padło kolejne pierwsze polskie przejście, tym razem Popeye 250 m 7c (6a+, 7a, 7b, 6c, 7c, 5). 
Adam Wójcik:
"Popeye" udało nam się zrobić OS. Jest to nowa droga z 2007 roku i zgadzamy się co do jej wyceny. Więcej nie zdradzę, żeby przypadkiem nie popsuć kolejnych OS-ów, ale uznaliśmy z Ciemnym, że to bardzo ładna droga... I mimo, iż parę "piedr!!!"(kamieni) poleciało.. to jest ona dość lita. Mnie przyszło poprowadzić najtrudniejszy wyciąg za 7c i przyznam, że byłem szczerze zdziwiony i meeeega ucieszony, że udało sie go przejść w pierwszej próbie, mimo "limes'owej" walki na ostatnich przechwytach. Chyba ciągnący się ze wsi doping znajomych tak pomógł :)
Kuba Ciemnicki:
5 wyciągów, z których każdy mógłby być osobną drogą typowo westową. Coraz bardziej wywieszająca się, po dobrych chwytach, aby na końcu wyciągu za 7c, z napompowaną kaczką, wbić się w balda stanowiącego o wycenie. Droga estetyczna, a jednocześnie mało chodzona.
Adam Wójcik:
Może jeszcze słów kilka o regeneracji, która to miała miejsce w namiocie na parkingu. Riglos jest jedną z tych pięknych miejscówek, gdzie spanie na dziko (przy zachowaniu kultury i zasad dobrego wychowania) jest dopuszczalne. I choć czasem temperatura w nocy spadała poniżej zera (co raz doprowadziło do zamarznięcia namiotu) to kimanie na parkingu jest bardzo komfortową opcją, którą serdecznie polecam :)... Bo przecież przy wspinaniu człowiek i tak się "wy...grzeje".
Olga Niemiec


A week in Riglos

On the 24th of November we set off from Katowice to Barcelona. The flight went on without any surprises and after 3 hours we landed in Spain. Quick switch to a car and we're heading towards the dreamed Riglos. In our minds are only the sun, long routes and hope that we won't need our down jackets while climbing. In the morning we quickly split ourselves in two teams: Cracow speed team - Me with Andrzej Marcisz and Warsaw-Wroclaw chillout team - Piotrek Wierzyk with Mateusz Szmajda. The first target is Fiesta de los Biceps. Not so hard, mostly jugs, but the 6c pitch on the most overhanging part of the wall - that probably has got the biggest amount of chalked jugs - forced us to use up a lot of energy.

Another day and another route. We went for the Riglos classic - Tucan Ausente (300m 7a). Here it turned out that our muscles, sore after the last day, didn't stand up to the challenge. The male team failed on the continous pitch. Szmajda fought like a wild animal with the quickdraw that got stuck in his daisy chain and shouting loudly - he fell.
Our team did a lot better, mainly because it was Andrzej who had to lead this pitch, and even though our rope was not long enough and we had to climb simultanously for few meters, we did really good. The next pitch was for me and I don't want to say too much about it. After a great fight in an overhang my elbows went up and all I could do more was to dramatically shout before the fall. I hung on a rope for a while, I looked shamefully at boys, and the question came out - beggingly - from my mouth: "Andrzej, mabe you will go?". And that is how we sent Tucan in team flash style.
In the evening, sitting in the warm hut, pleasing ourselves with the tasty drinks from our metal cups, we decided that climbing three days in a row woudn't bring any positive effects, so the next day should be a rest day. During the rest day we cheered Łodziaki, who were straining their muscles on Fiesta, after just arriving to Riglos. The welcome evening was very nice, up to the moment when it was brutally finished by a 50-year old Frenchman, who burst into our room waving his fists. He probably decided, that knocking on the walls wasn't effective enough to make a group of Polish climbers silent. Fortunately Andrzej, as the most mature person in our group, prevented the bloddy battle.
Despite the adventures of last night, the next day was full of success. Adam Wójcik and Kuba Ciemnicki, without bigger problems, sent La carnavala (300m 7a OS) and Andrzej and me climbed a route Escoria Oriental (300m 7a+), switching lead on every pitch (6b, 6b+, 6b, 7a, 7a+, 7a, 6b). Every pitch went on sight, except the last 6b, which had a parametric bouldery problem and my 158cm wasn't enough, so eventually Andrzej flashed it.
Mateusz and Piotrek also climbed this route, constantly stepping on our heels. Mateusz flashed the first three pitches and the last one, and the middle ones (7a, 7a+, 7a) were flashed by Piotrek.
The first Polish ascent of Escoria Oriental was made by two climbers from Łódź - Sławek Cyndecki and Maciek Fijałkowski in 2004.

The next day was also very successful. Adaś and Kubuś went for Opus Nigrum 7b+, Andrzej and Mateusz had become a chillout team and went for Zulu Demente 7a+ and me and Piotrek went for Al Capone 7b+. We started early in the morning.
The mixed team was first at the base of the route. Quick drawing of lots and we start. Unofrtunately the rock was really loose. Somewhere in the middle we'd heard some Spaniards shouting that this route is not popular, very chossy and it's better that we go down. But it was too late and I had to make an effort of my life on a 6c before getting to the anchor. Shortly afterwards, Piotrek fell with some big pieces of rock on the second pitch. And that is how "a man that never falls, if it comes to the point of falling he takes," took two massive whippers. The sketchy rock won this battle. We decided to go down and watch Adaś and Kuba who were climbing Opus Nigrum (300m 7b+). They switched the lead on every pitch [6b, 6b, 7a (7a+), 7b (7b+), 6b]. It has to be noticed that the first Polish ascent of this route was also made by Sławek Cyndecki and Maciek Fijałkowski.

Kuba Ciemnicki: The route stopped our team at the 7b pitch, where the first boulder problem made Adaś look for the best sequence. But the route was serious from the very beginning, when it turned out that the holds stay in your hands and the bolts were spaced apart for about 5 - 10m.

Adam Wójcik: I don't have good memories from Opus Nigrum and I don't recommend climbing this route. We red pointed it. The route goes up probably the worst part of this Riglos rock. Bolts are spread out massively, but this actually motivated us not to fall, just like in the sandstones, you don't fall - you jump.

On the next day Andrzej with Szmajda and Piotrek with Olga climbed two routes (Guitles-Campos and El Zulu Demente). Team from Łódź took a rest day. This time it was us who have heard the cheering shouts of our friends. Unfortunately, in the beginning of December, two of us had to leave, but Adam and Kuba raged on, and on the 2nd day of December they made the first Polish ascent of Popeye 250m 7c (6a+, 7a, 7b, 6c, 7c, 5)

Adam Wójcik: We managed to on sight Popeye. It is a new route from 2007 and we think that the grade is accurate. I don't want to say anything more in order not to destroy on sights for other teams. But together with Ciemny we labeled this route as very beautiful with quite solid rock. When we got to the hardest 7c pitch it was my turn to lead and I have to say that I'm very surprised and very happy that I managed to climb this pitch on sight, despite the great "a muerte" fight on the last moves. Probably the cheering shouts coming from the ground helped a lot

Kuba Ciemnicki: 5 pitches that could easily be seperated and put in the typical western european sport crag. Good holds along the more and more overhanging wall leading to the last boulder problem that makes the grade. A very aestethic route and, at the same time, not very popular.

Adam Wójcik: A couple more words about the regeneration, that was made in the tent on the parking lot (yeah dirtbag life!). Riglos is one of this places, where camping out beyond designated places is allowed, as long as you behave according to general savoir vivre. And though the weather sometimes gets below freezing it is a very comfortable option, which I strongly recommend... because you will eventually warm up on the routes.


Olga Niemiec
(Translated by Damian Czermak) 

GM PZA – okiem nieco starszych kolegów

(For English version - scroll down)

Jaka jest dokładnie geneza tego typu idei – trudno jednoznacznie to zidentyfikować. Jakie osoby przyczyniły się do jej realizacji: myślę, że było to kilka, a może nawet kilkanaście osób. Celowo nie będę ich wymieniał aby przypadkiem o kimś ważnym nie zapomnieć. Faktem jest – że Grupa powstała z inicjatywy KS i KWW PZA. Nasza GM jest wzorowana - do pewnego stopnia - na młodzieżówce CAF (tam partnerami są: ENSA i GMHM), czy młodzieżówce Słowenii.

Celem nadrzędnym jaki postawiliśmy w zespole organizacyjnym była systemowa pomoc wejścia w góry wysokie młodym utalentowanym osobom, które rokują nadzieję na osiągnięcie dobrego poziomu wspinaczkowego w szeroko rozumianych górach. Przewidziano następujące etapy do zrealizowania: skalny, tatrzański letni i zimowy, etap wspinaczek w Dolomitach i Alpach. W planie pojawiła się też ekspedycja w góry wysokie.

Jako wykonawcy zdawaliśmy sobie sprawę, że z 15- tki, którą wybraliśmy może nie wyłonimy żadnego „mastera sportu”. Uznaliśmy jednak, że do pewnego stopnia już sukcesem będzie samo bezpieczne wdrożenie młodych utalentowanych wspinaczy w świat gór wysokich. Ponadto byliśmy i jesteśmy świadomi, że cykliczność takiej imprezy nazwijmy to kolokwialnie „może zrobić statystykę” - chodzi o to, że przeszkolenie kilkudziesięciu osób z pewnością daje już realne prawdopodobieństwo wychwycenia talentu wspinaczkowego na miarę…



W tym miejscu pragnę zauważyć że - obecna GM to wyłącznie talenty.

W zespole organizacyjnym byliśmy i jesteśmy przekonani, że systemowy sposób selekcji powinien obowiązywać też w alpinizmie - tak jak jest to praktykowane w każdej szanującej się dyscyplinie sportowej (oczywiście ten system nie wyklucza selekcji naturalnej). I tutaj pojawia się wątpliwość – a mianowicie, czy alpinizm to sport? Wg. niektórych naukowców zajmujących się takim zagadnieniem wspinaczka wysokogórska jest sportem. Z tym, że nie jest to sport boiska, a przestrzeni, gdzie przyroda jest quasi przeciwnikiem, a rezygnacja z specyficznej „gry” czasami staje się nie lada wyzwaniem (A. Matuszyk 1998). Również w polskim prawodawstwie wspinaczka wysokogórska jest uznawana za jedną z dyscyplin sportowych. Zatem biorąc pod uwagę choćby przepisy prawa… alpinizm można uznać za sport - ale wydaje się, że… im wyżej, im więcej śniegu, im niższa temperatura tym staje się większą „ sztuka cierpienia”... (W. Kurtyka 1987)

Fot. (A Ryś). Obóz PZA 2009 – młode polskie pospolite ruszenie kontra młoda słoweńska
kadra w alpiniźmie.
 Tak, czy siak (czy to sport, czy sztuka cierpienia) – decyzja została podjęta i …

Początkowo byliśmy trochę przerażeni sferą organizacyjną. Słowa – „wiesz stary, aleśmy się wpakowali" – stale cisnęły się na usta. Jednak generalnie dobry odbiór inicjatywy, zgoda w kolektywie organizacyjnym sprawiło, że nie utraciliśmy wiary. Oczywiście jako młodzi, „działacze” pełni entuzjazmu zdawaliśmy sobie sprawę, że nie możemy dać ciała . Już po pierwszych zajęciach (Sokoliki i Hejszowina) wiadomo było, że lekko nie będzie – oczywiście chodzi o kwestie wychowawcze. A tak naprawdę opinie kolegów instruktorów, którzy wówczas prowadzili zajęcia – sprawiły, że nabraliśmy jeszcze większej pewności, iż faktycznie robimy coś dobrego i nie ma co przypadkiem chować głowy w piasek Kolejnym etapem były Tatry. Osobiście na Tabor przyjechałem trochę przestraszony. Nie powiem aby brakowało mi doświadczenia w pracy z młodzieżą (także trudną) i studentami. Ale wtedy nie czułem się jak przysłowiowa ryba w wodzie.
Jednak atmosfera Taboru sprawiła, że znów uznaliśmy (w zespole organizacyjnym), że w tych ludzi warto inwestować. Z tego co zapamiętałem to: gitarkę, oprócz tego zwroty „dzień dobry, jest OK, wszystko w porządku, jest fajnie”. Jednak nie obyło się bez przykrego incydentu. Był nim wypadek Karoliny. Uzmysłowił on Wszystkim, że z górami nie ma żartów, a nas (kadrę) tylko utwierdził w przekonaniu, że czasami stąpamy po bardzo cienkim lodzie...


Robert "Roko" Rokowski (Przewodniczący Komisji Szkolenia PZA)


1. Matuszyk A. 1998, Humanistyczne podstawy sportów przestrzeni na przykładzie
alpinizmu, AWF, Kraków
2. Kurtyka W. Sztuka cierpienia, „Taterniczek”: 1987 nr 1.


***



It is hard to say what the true motivation of this idea really was and which people took their part in its realization. I think that there were at least a few, if not a dozen. I don't want to list names so as not to ommit anyone. But the fact is that the Youth Team was created thanks to Training Committee and Alpine Climbing Committee of Polish Alpine Federation. Our Youth Team is based - to a certain extend - on the Youth team of CAF or the Slovenian Youth Team.

The main objective that we created in our team of organizers was a systematic help in getting in to the high mountains for young talented characters, who will be able to achieve a good level in mountain climbing. We planned certain stages to realize: rock climbing, summer and winter climbing in Tatras and also Dolomites and Alps stages. Even an expedition to the higher mountains occured in the plan.

As executors we knew that - from 15 people that we'd chosen - we may not have any "masters of the sport". But we thought that a safe introduction into the mountain realm would be a great success. In addition, we have known that if that kind of Training was repetead systematicaly, It might "make statistics", meaning that successful training of couple dozens of people can result in a big probability of finding a talent such as...

http://www.youtube.com/embed/xdHlyjM_8_E

I have to add at this point, that the present Youth Team consists only from talents.

In the team of organizers we have been sure that systematical way of selection should also involve alpinism (not taking out the natural selection). The typical question comes to mind: Is alpinism a sport? According to some researchers specialized in this area mountain climbing is a sport. But it is not a field sport, it is a space sport, where the nature is a quasi opponent, and sometimes resignation from the specific game is a great challenge. (Matuszyk 1998) Even in Polish legislation mountain climbing is defined as a sport discipline. So taking only the law regulations, we can assume that alpinism is a sport... but the higher the altitude, the more snow and the lower temperature - the sport becomes "an art of suffering" (Kurtyka 1987)

All in all - even if it's a sport or an art of suffering - the decision has been made.
Firstly, we were terrified of the sphere of organizing. The words "what are we doing?" were often coming to our minds. But the good reception of the idea and the agreement of the organization collective let us maintain our faith.
Of course as young activists, full of enthusiasm, we had known that we cannot fail.
Shortly after the first meetings (in Sokoliki and in Hejszowina) it was obvious that the task is far from being easy in terms of educational matters. But the truth is that the opinions of the instructors supervising those meetings made us sure that we are really doing something good and there is no point in burying our heads in the sand.
The next stage was the summer meeting in Tatras. I came to the campsite a bit frightened. I can't say that I don't have any experience of working with youngsters, but I wasn't feeling like a fish in the water. But the atmosphere of the campsite made us think again that it is worth to invest in these people. I exceptionaly remember the guitar and words such as: "hello, it's OK, everything's fine, it's cool".
Unfortunately one accident had its place - It was Karolina's whipper. It showed us that mountains are no joke, and it also assured us (instructors) that sometimes we step on a very thin ice.

Robert Rokowski (Education Committe of Polish Alpine Federation)


Sources:

1. Matuszyk A. 1998, Humanistyczne podstawy sportów przestrzeni na przykładzie
alpinizmu, AWF, Kraków
2. Kurtyka W. Sztuka cierpienia, „Taterniczek”: 1987 nr 1.
 

(Translated by Damian Czermak) 
Witamy na blogu Grupy Młodzieżowej Polskiego Związku Alpinizmu. Blog powstał w celu informowania o aktualnych działaniach naszej ekipy w różnych rejonach skalnych i górskich w Polsce oraz poza jej granicami. Grupa Młodzieżowa skupia w sobie nietuzinkowe indywidualności wspinaczkowe z rożnych stron Polski. Powstała ona z inicjatywy Komisji Szkolenia PZA z zamiarem wprowadzenia młodych wspinaczy do działania na dużych ścianach oraz w górach wysokich.

Masz pytanie? Napisz do nas!
GrupaMlodziezowaPZA@gmail.com
***

Welcome to the blog of the Youth Team of Polish Alpine Federation. This site has been created to inform about recent activities of the group. The Youth Team consists of uniqe climbing characters from different parts of Poland. It has been created by the Education Committee of PAF with an idea to introduce young climbers into mountain climbing.

Have a question? Contact us!
GrupaMlodziezowaPZA@gmail.com@gmail.com

W skład Grupy wchodzą // The Team Members are:



Zuzanna Banaś, Wrocławski Klub Wysokogórski.
Na co dzień studiuje na Politechnice Wrocławskiej. Niepoprawna optymistka, wspina się od 2009, w górach od 2011. Wcześniej próbowała różnych aktywności, m.in. trenowała siatkówkę, skończyła  szkołę przetrwania SAS. Na panelu czuje się jak w domu, jednak każdą wolną chwilę chciałaby spędzić w górach. Jej marzeniem jest pokonywanie trudnych dróg w stylu alpejskim. Ciągle próbuje się przekonać do wspinaczki zimowej (przejścia w Kotłach i Tarach ). W skałach pokonuje trudności do 7c, wspinała się w Tatrach, Alpach, swoich sił próbowała także na Kaukazie. Poza wspinaniem wolne chwile spędza na skiturach, slackline, oraz czasem zajrzy do jakiejś jaskini.



Michał Czech, KS Korona
Lat 18, wspina się od 2010 roku, kiedy to zrobił kurs skałkowy. Do tej pory wspinał się głównie na Jurze (gdzie jest autorem kilku nowych dróg) oraz w Tatrach po drogach sportowych i tradycyjnych. Jest osobą aktywną, nie lubi nudy i rutyny, każdy rodzaj wspinania sprawia mu ogromną frajdę. W przyszłości chciałby być wszechstronnym wspinaczem, spełniać marzenia i poznawać ciekawych ludzi. Tegoroczny maturzysta, planuje podjąć studia techniczne w Krakowie.


Krzysztof Kończakowski, Klub Wysokogórski Katowice
Rocznik 1993, alpinista i student medycyny. Wspina się w górach od 10 roku życia, po ojcu. Autor nowych dróg w Tatrach, powtórzył wiele klasyków, zwłaszcza po ‘słowackiej stronie’. Przeżył lawinę na Mount Maudit w wieku 12 lat, parę lat później omal nie udusił się na Etnie w chmurze gazów wulkanicznych, czy też nie utopił podczas potopu, jaki złapał jego zespół na Zachodniej Ścianie Łomnicy. Na co dzień panel, skały, drytooling, trad i sporty tlenowe. Oprócz wspinaczki – skitury i zjazdówki, rajdy ekstremalne, piłka. Górskie marzenia to zdobywanie tego, co jeszcze niezdobyte i wspinanie tak, by dożyć starości, zdążyć się nim nacieszyć i kiedyś nauczyć się robić to dobrze.


Karol Legaszewski, Klub Wysokogórski Gliwice
Student informatyki na Politechnice Śląskiej. Z górami związany od zawsze - najpierw jako narciarz i turysta, a od 2011 roku jako taternik. Pomimo krótkiego stażu wspinał się w wielu rejonach górskich Europy. W alpinizmie pociąga go przygoda i nieznane, ceni sobie sprawdzonego partnera wspinaczki oraz dobrą kawę. W ścianie nie rozstaje się z aparatem jednocześnie dbając by nie stał się on członkiem zespołu. Za największe dotychczasowe osiągnięcie uważa jednodniowe przejście Via dell Ideale (Marmolada) oraz Grani Kuffnera (Mt Blanc). W przyszłości zdecydowanie chciałby realizować się w górach wysokich na wymagających drogach w stylu alpejskim.


Marek Legaszewski, Klub Wysokogórski Gliwice
Sport nadaje mu rytm w życiu. Od małego jeździł na nartach. Później  grał w tenisa, uprawiał szermierkę, pływał na surfie  i jeździł na rowerze. Wszystkie treningi sportowe do roku 2011, kiedy to zaczął się wspinać, okazały się przydatne. W końcu trzeba mieć jakąś formę żeby dać ze szmaty. Kurs wspinaczki skalnej u jednego z najlepszych trenerów w Polsce przyczynił się do zrobienia VI.3+ w drugim sezonie skałkowym. Ciągła rywalizacja i docinki w domu między braćmi doprowadziły Marka do odkrycia gór i przebycia kursu taternickiego. Karola natomiast do częstszych wizyt na bulderze. Marek wspinanie traktuje jako reset od codzienności. Pokonując trudne drogi uświadamia sobie „trudność” codziennych zadań które przysparza mu program Matury Międzynarodowej  w I LO w Gliwicach. Ze szmaty wciąż nie daje ;)


Katarzyna Makasewicz, Akademicki Klub Górski w Łodzi
Łodzianka, wspina się od 2011 roku, jak dotąd głównie sportowo. W tym czasie udało jej się odwiedzić wiele rejonów skałkowych Europy, między innymi Ceuse, Saint Leger, Frankenjurę, El Chorro, Margalef, Siuranę, Sadernes, Zillertal, Montserrat i kilka innych, z których najbardziej do gustu przypadł jej Labak. Na razie prowadzi drogi do francuskiego 7b, systematycznie sięgając coraz wyżej. Z pokorą i entuzjazmem patrzy w przyszłość, gdzie czekają trudne wyzwania alpinistyczne. W wolnym od wspinania czasie studiuje nanotechnologię na Politechnice Łódzkiej (uczelni bardzo przyjaznej dla wspinaczy) oraz praktykuje ashtanga jogę.




Paweł Migas, Świętokrzyski Klub Alpinistyczny
Urodzony w 1995 roku, pochodzi z Kielc. Swoją przygodę ze wspinaniem zaczął w 2012 roku. Na co dzień próbuje się uczyć w technikum o profilu informatycznym. Górami zainteresował się w gimnazjum, potem przyszedł czas na wspinanie. Najbardziej lubi wspinanie w górach oraz na własnej asekuracji. Na co dzień można go spotkać w podkieleckich skałkach oraz na pięknych tatrzańskich ścianach.
   






Wojtek Szulc, Klub Wysokogórski Gliwice
Wspinanie rozpoczął, jako nastolatek na małej lokalnej ściance w podgliwickich Pyskowicach. Członek KW Gliwice i student Automatyki i Robotyki wydziału Mechanicznego Technologicznego na Politechnice Śląskiej. We wspinaniu najbardziej kocha proces obierania i dążenia do celu oraz ludzi, którzy mu towarzyszą. Wspinał się w Słowenii, Czechach, Niemczech, jednak większość skalnych przechwytów wykonał na jurze. Od zeszłego roku szuka swojego miejsca również w Tatrach i coraz chętniej szuka nowych wspinaczkowych wyzwań.




Wojciech Taranowski, Klub Wysokogórski w Toruniu
Mieszka w Bydgoszczy, gdzie studiuje medycynę na Collegium Medicum UMK. Góry towarzyszą mu od najmłodszych lat.  Do wspinania zainspirowało go piękno tatrzańskich turni. Początek swojej aktywności wspinaczkowej datuje na 2011 rok, w którym to po ukończeniu kursu skałkowego zaczął stopniowo realizować swoje górskie marzenia. Do tej pory wspinał się w Tatrach i Dolomitach. Można z nim rywalizować  na trasach biegowych i rajdach długodystansowych, w przyszłości także na odcinkach ultra. Jest ciekawy świata. Interesują go podróże, aktywnie spędza każdy wolny czas. W fotelu siedzi tylko z dobrą książką. Obecność w Grupie Młodzieżowej Polskiego Związku Alpinizmu to dla niego duże wyróżnienie i jednocześnie szansa na wspólne realizowanie wysokogórskich przygód.