-Nie ten dajcie na spód!
-To na górę!
-Uwaga, tam są jajka!
Tak właśnie zaczęła się
nasza lodowa przygoda. Jest wieczór 23 lutego- ruszamy z Wrocławia do
Kanderstegu, przynajmniej taki mamy plan… W skład ekipy wchodzą: Wojtek
Taranowski, Zuzia Banaś, Paweł Migas oraz nasi starsi koledzy Jacek Czech i
Adam Bielecki. Samochód jakimś cudem udało się domknąć, jednak nasza radość nie
trwała długo. Na granicy niemieckiej znów musimy pakować się od nowa- celnicy
nie odpuścili póki ich oczom nie ukazało się dno bagażnika. Może załadowany po dach seat Alhambra nie wzbudził ich zaufania?
Szwajcaria wita nas o
świcie, trochę zmęczeni po podróży udajemy się na rekonesans. Już na pierwszy
rzut oka widać, że z lodem może być krucho. Aż trudno uwierzyć, że w środku alpejskiej zimy nie ma ani jednego lodospadu. Pozostaje nadzieja że wyżej będzie lepiej. Korzystając jeszcze z paru godzin słońca po
przyjeździe udajemy się w położony
naprzeciwko hotelu rejon drytoolowy. Jest
tam niemal jak na ściance wspinaczkowej- chwyty oznaczone są różnymi kolorami.
Trochę się poruszaliśmy, ale przecież nie po to jechaliśmy tyle kilometrów.
Drugiego dnia pełni nadziei
udajemy się nad wyżej położony rejon Oeschinensee. Po godzinie podejścia nie
udaje nam się znaleźć ani jednego lodospadu. W akcie desperacji ćwiczymy lodowy
bouldering =). Po powrocie do hotelu wystarczyło parę telefonów i maili-dowiadujemy
się, że jedyny rejon w Szwajcarii gdzie jest choć trochę lodu to dolina Sertig
położona niedaleko Davos. Decyzja jest prosta- jutro rano ruszamy. Wieczór
spędzamy na szkoleniu przeprowadzonym przez Jacka oraz słuchamy opowieści z gór
wysokich.
Podejście pod lodospady w Sertig (fot.W. Taranowski) |
Udało się!!! Trzeciego dnia
wyjazdu w końcu znaleźliśmy lód. Sertig oferuje trzy lodospady każdy ma ok.
100m. Warunki są nie najgorsze. Wspinamy się w dwóch zespołach: Adam z Jackiem
oraz Wojtek, Zuzia i Paweł. Po
przyjeździe udaje się poprowadzić tylko jedną z trzech linii wycenioną na WI3+,
prowadzi ją Zuzia. Następny dzień należy
w całości do chłopaków. Najpierw Wojtek idzie na pierwszego i przechodzi
kolejną drogę z dość dudniącym wyciągiem
(też za około WI3+). Pawłowi przypada jedna z piękniejszych linii. Niestety sektor nie jest zbyt duży, trzeciego dnia
wspinaczki udaje się go wyzerować. U lokalnych wspinaczy potwierdzamy
informację że okoliczne lodowe
miejscówki po prostu nie istnieją. Podejmujemy trudną decyzję o powrocie do
kraju. Robi się coraz cieplej i wszystko zaczyna płynąć, nie mamy noclegu na kolejną noc- nie ma sensu
zostawać.
Mimo trudnych warunków udało
się „co nieco” powspinać, dzięki szkoleniom i poradą Jacka i Adama poznaliśmy
tajniki poruszania się w lodzie- dziękujemy! Oczywiście wyjazd nie doszedł by
do skutku gdyby nie wsparcie PZA za które jesteśmy wdzięczni.
Zuzia Banaś
Zespół w komplecie (fot. A. Bielecki) |